Dagadana
Grajo gracyki, skaco koniki
Oj wyrzondzaj sia nadobna Marysiu
rozmyślaj sia oj wyrzondzaj sia
nadobna Marysiu
Siadajcie! Czego się napijecie? Kawy, herbaty? Chińskie specjały właśnie się kończą, więc jutrzejsza podróż do Qingdao w prowincji Szantung jest bardzo w punkt. W ogóle uważam, że aby docenić to, co się ma, trzeba ruszyć dalej w świat.
— Poprosimy o herbatę (a na tę chińską z chęcią zawitamy u Ciebie raz jeszcze). Wasz polsko-ukraiński skład w świat rusza całkiem często i to ku dosyć nieoczekiwanym stronom.
To prawda. Występowaliśmy na pustyni, w kopalni, w slumsach Rio de Janeiro, w chińskich wioskach, wśród Beduinów i kóz. Były też prestiżowe festiwale i sale koncertowe w 21 krajach – granice nie mają dla nas znaczenia, zdecydowanie bardziej wolimy budować mosty. Nasza muzyka nie ma z modą i trendami za wiele wspólnego. Jest raczej rodzajem przebudzania świadomości, którym nie rządzi żaden biznesplan. Nie ma tu niczego sztucznego, wszystko przychodzi naturalnie: folk, tradycyjne zaśpiewy, jazz, poezja, elektronika. W różnych tradycjach muzycznych znajdujemy zaskakujące podobieństwa, ale też interesujące różnice, które sprawiają, że każda kultura jest wyjątkowa.
Nie będę się kłopotała
Wysokiego będę miała
Wysokiego niczym sosna
A ja będę przy nim rosła
— Na początku stanowiliście trio, ale wiemy, że wszystko tak naprawdę zaczęło się od Ciebie i Dany.
Nasz kłębek DagaDana zaczął się snuć nietypowo. Studiowałam sobie w najlepsze geoinfromatykę i, chociaż nie miałam wykształcenia muzycznego, to muzyka była mi bardzo bliska. Organizowałam wiele koncertów dla różnych niszowych muzyków. Któregoś lata spędzałam wakacje nad naszym morzem, w małej miejscowości Chłopy. Był tam klub karaoke, kompletna nuda i nic do roboty. Uznałam, dla hecy, że jeśli już śpiewać karaoke, to najlepiej takie najgorsze zło i wykonałam „Mydełko Fa”. Tę nietypową imprezę prowadził Wacław Węgrzyn z zespołu The Ślub. Po moim oryginalnym wykonaniu zaproponował duet i zaśpiewaliśmy „Sweet Dreams” Eurythmics. Okazało się, że nasze głosy współbrzmią idealnie. Od następnego dnia codziennie po parę godzin muzykowaliśmy razem. Po tej nitce zaczęłam poznawać kolejnych muzyków, aż trafiłam na pierwsze w życiu warsztaty muzyczne w Krakowie, na których jedną z prowadzących była Lora Szafran. Każdy z uczestników musiał wykonać przed nią i wszystkimi zebranymi jeden standard jazzowy. To było dla mnie spore przeżycie, bo wcześniej nie śpiewałam utworów z tego gatunku. Po moim dość krępującym występie podeszła do mnie Dana, która również brała udział w warsztatach, łamaną polszczyzną wychwaliła i poprosiła, żebym nie zmarnowała swojego talentu. Te słowa w tamtym momencie były mi bardzo potrzebne i dały wiatru w skrzydła. Wymieniłyśmy się kontaktami i nasze drogi na pewien czas się rozeszły. Przy kolejnym spotkaniu z Daną zaproponowałam, żebyśmy zrobiły coś wspólnie. Tak się zaczęło, a dziś obchodzimy już dziesięciolecie naszego zespołu. Dołączyli do nas Mikołaj Pospieszalski (kontrabas, gitara basowa, skrzypce) oraz po kilku latach Bartek Mikołaj Nazaruk na perkusji. Ja odpowiadam za wokal i elektronikę, Dana Vynnytska za wokal oraz instrumenty klawiszowe.
Nie będę się kłopotała
Wysokiego będę miała
Wysokiego niczym dumbek
A ja przy nim jak gołumbek
— Z cytatów z ludowych przyśpiewek moglibyśmy całą rozmowę zbudować, tylko teksty folk już nie tak znane, a szkoda, bo wszystkie mądrości w nich można usłyszeć. „Wszystkie mają po chłopoku” to utwór, który znalazł się na płycie „Dlaczego nie” nominowanej do Fryderyka 2012 w kategorii Album Roku Folk/Muzyka Świata. Ale Wasze sukcesy płytowe zaczęły się właściwie już od debiutanckiego krążka.
Wydaliśmy dotychczas cztery płyty – pierwszą pt. „Maleńka” w 2010 roku. Dostaliśmy za nią Fryderyka i od tego momentu ruszyły nasze podróże. Jedną z pierwszych odbyliśmy do Maroka, gdzie poznaliśmy wspaniałego muzyka Hmada Ait Ibrahima, z którym razem występowaliśmy i finalnie nagraliśmy wspomnianą przez Ciebie płytę „Dlaczego nie”. Trzecie wydawnictwo to „List do Ciebie”, powstałe w oparciu o wiersze Janusza Różewicza, najstarszego z braci Różewiczów, o którym niestety mało kto słyszał. Kiedy dostałam tę poezję do rąk, zapadłam się w fotel i spędziłam cztery godziny na czytaniu. Wspólnie z zespołem zaaranżowaliśmy trzy teksty i pod wpływem niesamowicie pozytywnego odbioru publiczności postanowiliśmy wydać cały krążek. Wiersze okazały się bardzo aktualne i współczesne. Historie w nich zawarte działy się 70 lat temu, ale opowiadają o uniwersalnych wartościach, z którymi każdy może się identyfikować. Na koncertach prosiliśmy publiczność o napisanie prawdziwych listów, Poczta Polska udostępniła do tego celu oryginalną starą skrzynkę pocztową, do której trafiały nowe historie naszych słuchaczy.
— Wasza ostatnia płyta „Meridian 68” jest niezwykle zróżnicowana. Można na niej usłyszeć tradycyjne piosenki z różnych regionów Polski, ludowe pieśni ukraińskie i łemkowskie oraz jeden utwór w języku chińskim. A wszystko to w absolutnie niecodziennych, bardzo współczesnych, aranżacjach. Niezwykły klimat całej kompozycji nadają też dalekowschodnie brzmienia i charakterystyczny gardłowy śpiew alikwotowy. Czy za tym wydawnictwem również kryje się jakieś niecodzienne spotkanie?
A jakżeby inaczej. W 2012 roku, na zaproszenie Ambasady Polskiej, znaleźliśmy się w Pekinie. Mieliśmy zaplanowany tylko jeden występ, ale uznałam, że skoro przelecieliśmy tyle kilometrów, to szkoda nie pograć więcej. Poprosiłam więc naszego attaché kulturalnego – zresztą sinologa z Poznania – o kontakty z mediami i klubami oraz zapoznanie z lokalnymi muzykami. W ten sposób doszło do spotkania z dwoma artystami – wybitnym chińskim wiolonczelistą Aiys Songiem i Hassibagenem, pochodzącym z Mongolii, który oprócz wokalu wniósł brzmienie instrumentu o nazwie morin khuur. Po wspólnym występie słuchacze pytali, gdzie mogą nabyć płytę z usłyszanymi utworami. To pytanie zabraliśmy do Polski i po powrocie pracowało ono w naszych głowach. Musieliśmy więc po prostu nagrać ten album. Na płycie dodatkowo wystąpił z nami Frank Parker Junior, świetny muzyk z Chicago, oraz Marcin, Szczepan i Lidia Pospieszalscy. Nasza polsko-ukraińsko-chińska płyta powstawała w dość niecodziennych okolicznościach. Nagrywaliśmy w Pekinie i Częstochowie. Musieliśmy się mierzyć z przeróżnymi komplikacjami technicznymi, przedziwnymi kontuzjami i trudnościami komunikacyjnymi. Szczęśliwie, dzięki wsparciu wielu instytucji i naszej determinacji, dotarliśmy do celu.
— Dziesięć lat istnienia zespołu to już pokaźna liczba. Czy poza muzyką spaja Was coś jeszcze?
Cementem naszej drużyny i jej najważniejszym spoiwem jest przyjaźń.Ten zespół właściwie przerodził się już w rodzinę, Dana stała się moją siostrą, ja jestem matką chrzestną jej córeczki, a chłopcy są dla nas jak bracia. Dana mieszka we Wrocławiu, ja krążę między Poznaniem i Warszawą, Mikołaj jest na stałe w Krakowie i Częstochowie, a Bartek w Warszawie, choć pochodzi z Sejn. Taki kalejdoskop. Po tych dziesięciu latach wiemy już, że chcemy dalej ze sobą dojrzewać i razem się zestarzeć. Myślimy podobnie, mamy długodystansowy plan – wspólnie grać do emerytury. Esencja naszej twórczości zawarta została w dokumencie „DagaDana – świat bez granic”, powstałym podczas naszej podróży do Chin, Malezji, Indonezji i Singapuru. Film zrealizował Paweł Zabel, a jego premiera odbędzie się niebawem.
Wyleć ptaszku z tego gniazdka,
Na którym siadasz
I powiedz mi nowiniejkę
Co o mnie gada?
— Nakręcono o Was film dokumentalny, koncertujecie na całym świecie, nagraliście płyty, które zdobyły uznanie krytyków i publiczności. Co jeszcze chcielibyście osiągnąć?
Nie czekamy na żaden spektakularny sukces. Mamy przekonanie, że już go osiągnęliśmy, bo możemy robić to, co kochamy. Jutro lecimy na kilka koncertów do Chin – ja z domu na lotnisko mam siedem minut piechotą, z czego korzystam dość często. Bardzo mnie cieszy ten tryb życia i fakt, że mam możliwość odnajdywania prawdziwej muzyki – w sobie i dookoła. Podróże są dla nas bardzo ważne, bo przy tym rodzaju muzyki, który my wykonujemy, trzeba wiedzieć, skąd dany utwór pochodzi. A do tego niezbędne jest spotkanie z ludźmi, którzy są żywym przykładem tego, jakie są nasze korzenie. Dlatego regularnie jeżdżę np. do pani Ani Chudy na Biskupiznę, uczyć się od niej pieśni. Dobre śpiewaczki znają ich setki i mogą je wysypywać jak z rękawa, właściwie dla danej sytuacji. Wielu przyśpiewek nauczyłam się od babci śpiewającej wieczorami w kuchni różne wielkopolskie nuty. W ogóle uważam, że to wielki przywilej, że jestem stąd – z Poznania. Przyjaciele, którzy mnie odwiedzają, dziwią się, ilu tu fajnych i ciekawych ludzi. To chyba taki mój osobisty sukces, że odnalazłam życiowe powołanie – bycie muzykantem z poznańskiej Ławicy i zamiast geoinformatyki, uprawianie geografii muzycznej.
Nadjechał ci jo Jasianiek młody
Pódźze dziewcyno w lepse jegody
Na cóz mnie lepsych jegodów sukać
Kedy ja ji tech ni mom w co wsypać
Za górkę zasła w roncańki klasła
Jeseć ja w lepse jegody zasła.
— Na zakończenie rozmowy, po otrzymaniu płyty„List do Ciebie”, obiecuję, na prośbę Dagi, wysłać list do przyjaciela. Trudna rzecz, mam adresy i trochę zapomnianych adresatów. Często ciepło o nich myślę, a jednak kontakt utknął gdzieś w przestrzeni. Dzięki tej rozmowie dostałam motyw do osobistych podróży i wycieczek. Dziękuję.