Top
Nisza Nisz – TUU
fade
661
single,single-post,postid-661,single-format-gallery,eltd-core-1.0,flow-ver-1.3.1,,eltd-smooth-page-transitions,ajax,eltd-blog-installed,page-template-blog-standard,eltd-header-standard,eltd-fixed-on-scroll,eltd-default-mobile-header,eltd-sticky-up-mobile-header,eltd-dropdown-default,wpb-js-composer js-comp-ver-4.12,vc_responsive

Nisza Nisz

Sięgnijcie pamięcią do czasu, kiedy mieliście 13 lat. Myśleliście już o karierze zawodowej? Jarosław Szemet w tym wieku założył swoją pierwszą orkiestrę symfoniczną. Dziś, ten wybitny dyrygent, mając zaledwie 21 lat, kończy studia na poznańskiej Akademii Muzycznej. Za nim szereg autorskich projektów muzycznych i roczne studia w Universität für Musik und darstellende Kunst w Wiedniu. Przed nim – skok na głęboką wodę, prosto w nowy projekt, jakiego w Polsce jeszcze nie było: Polish Symphony Orchestra.

 

W grudniu ubiegłego roku pojechałem z Euro Ukrainian Symphony Orchestra na tournée po Chinach. Była to orkiestra złożona z muzyków ukraińskich, polskich i włoskich, którą ja dyrygowałem. Jeden z organizatorów naszej trasy koncertowej zaproponował mi współpracę nie tylko w roli dyrygenta, ale również managera mającego pod opieką Polskę, Austrię, Niemcy, Ukrainę.

 

Aktualnie moim zadaniem jest pozyskanie i przygotowanie orkiestr, które mogą koncertować w Chinach, z repertuarem obejmującym muzykę najważniejszych europejskich kompozytorów. Uznałem, że to świetna okazja, żeby zrobić w Polsce coś, czego jeszcze nie było, tzn. stworzyć orkiestrę, która da młodym, utalentowanym muzykom szansę na rozwój i koncertowanie za granicą.

 
Owszem, istnieją już u nas orkiestry złożone z młodych muzyków, ale mają bardziej międzynarodowy charakter jeśli chodzi o skład. Warto tu wymienić projekt, który jest dla nas wzorem do naśladowania: I, Culture Orchestra.

 

— Żebyśmy mogli uświadomić sobie wyjątkowość tego projektu, opowiedz jakie możliwości stoją dziś przed studentami kończącymi uczelnie muzyczne.
Najprościej rzecz ujmując, albo się jest wybitnym i wyjeżdża się za granicę, gdzie po wygraniu szeregu konkursów, znajduje się pracę, albo jest się dobrym muzykiem, który zostaje w Polsce i musi włożyć naprawdę sporo wysiłku, żeby otrzymać miejsce w orkiestrze. Tych miejsc jest bardzo mało, a po udanym przesłuchaniu, pracuje się w takim reżimie, że po pięciu latach nieustannych prób, niemal wszyscy mają problemy z kręgosłupem. Wielu muzyków utyka w takim punkcie.

 
— Czyli marzenie młodego muzyka o życiu pełnym ekscytujących tras koncertowych i graniu na światowych scenach niewiele wspólnego ma z prawdą?
Nie jest to wizja niemożliwa do spełnienia, ale na pewno nie zdarza się często. Owszem, największe instytucje muzyczne w Polsce wyjeżdżają na tournée, np. Filharmonia Narodowa czy Opera Narodowa, ale to są pojedyncze szanse. Nie ma finansów na organizowanie wyjazdów za granicę dla tak dużych składów. Budżety z zagranicy na opłacenie tras koncertowych dla polskich orkiestr zdarzają się niezwykle rzadko. Taki szczęśliwy traf spotkał właśnie nas – zapotrzebowanie na dobry zespół, wykonujący europejską muzykę klasyczną. Chiny przypominają teraz Amerykę początków XX wieku. Ściągają do siebie elity artystyczne i naukowe z Europy. Jeżdżą tam nauczyciele, muzycy, grupy taneczne, a nawet cyrkowcy.

 
— Propozycja tournée po Chinach była dla Ciebie impulsem do stworzenia większego projektu z bazą w Poznaniu. Dlaczego tutaj?
Urodziłem się na Ukrainie, bardzo dużo podróżuję, ale to Poznań jest dla mnie najwygodniejszym miastem do życia. Czuję się tu bardzo dobrze, pod względem kulturalnym dzieje się coraz lepiej i jest spokojnie – w odróżnieniu, np. od Warszawy. Od dawna chciałem zrobić coś właśnie tu i stworzyć szansę wszystkim zdolnym muzykom, którzy zasługują na to, żeby się rozwijać. To przykry widok, kiedy muzyk przestaje być twórczy. Od dziecka gramy po to, żeby czuć satysfakcję artystyczną i dzielić się naszym talentem z innymi – wysokie myśli, ambitne plany. A pod koniec studiów dociera do nas, że to wszystko bajka i w rzeczywistości nie ma gruntu, żeby ten plan realizować. Wyłącza się myślenie nad tym jak stworzyć coś nowego i grzęźniemy w zarabianiu pieniędzy. I trudno się temu dziwić. Rzadko się o tym mówi, ale życie etatowego muzyka filharmonii często wygląda tak, że o 10 rano zaczyna próbę, po niej idzie uczyć do szkoły, następnie na akademię i kończy próbą wieczorną. Wraca do domu zmęczony całodziennym graniem i nie ćwiczy, bo przez cały dzień musi dorabiać na dodatkowych etatach. Chciałbym, żeby to wyglądało inaczej.

 
— Nie każdy dyrygent angażuje się na tak wielu poziomach w realizowane projekty muzyczne. Dodatkowo, sam zawód dyrygenta symfonicznego to „nisza nisz”. Aktywnie działających jest tylu, ile orkiestr, plus dodatkowo po jednym dyrygencie w roli asystenta. W sumie, w całej Polsce może ich być ok. pięćdziesięciu. Absolwentów dyrygentury jest jednak znacznie więcej. Co sprawia, że młodzi ludzie wybierają tak trudną drogę, nie dającą wielkiej szansy na powodzenie?
W moim przypadku wszystko zaczęło się bardzo wcześnie. W wieku trzech lat rozpocząłem naukę w szkole muzycznej, później dostałem się do jednej z czterech ukraińskich szkół muzycznych dla utalentowanych dzieci. Podjąłem tam naukę na kierunku dyrygentura chóralna (w Polsce nie ma takiej możliwości w początkowych latach edukacji muzycznej). Drugi stopień szkoły muzycznej ukończyłem właśnie jako dyrygent chóralny, ale czułem, że chcę czegoś więcej. Fascynowała mnie muzyka symfoniczna i to z jej powodu trafiłem na studia do Poznania. Najpierw jednak jeździłem na szereg konsultacji, do różnych profesorów z uczelni muzycznych na całym świecie. Dopiero tutaj spotkałem mistrza, którego fraza i muzykalność całkowicie mnie kupiły. Profesor Warcisław Kunc jest teraz nie tylko moim nauczycielem, ale także niesamowitym wsparciem i po prostu przyjacielem.

 

Odnosząc się do Twojego pytania, to prawda, że z wielu względów ta droga nie należy do łatwych. Również jeśli chodzi o życie prywatne. Ta druga osoba, która decyduje się na bycie ze mną, musi niestety pogodzić się z faktem, że większość czasu spędzi sama. Dyrygent z pasją zawsze będzie gdzieś, zawsze będzie w muzyce. Trzeba tym żyć, cały czas pracować, wtedy będzie sukces. Dla mnie najpiękniejsze w zawodzie muzyka jest to, że cały czas dąży się do jakiegoś celu i ta podróż nigdy się nie kończy. Muzyk jest jak ninja – edukację zaczyna od dziecka, kształci się przez całe życie i zawsze może iść do przodu.

 
— Dla wielu młodych osób, to czym się zajmujesz, na pierwszy rzut oka może być odbierane jako „muzeum”. Fraki, kandelabry, skrzypce i nuty z muzyką z XVIII wieku.
Zapewniam Cię, że posiadam również play station i od czasu do czasu przepadam w odmętach gier (śmiech). Postrzeganie muzyków zajmujących się klasyką różni się w zależności od kraju. Jeśli edukacja muzyczna jest szeroko dostępna od najmłodszych lat, to świadomość jest większa, a filharmonie nie są wypełnione jedynie starszymi słuchaczami. Mój współlokator jest absolwentem ekonomii i prowadzi własny zakład mechaniczny. Po raz pierwszy zetknął się z muzyką symfoniczną na moim koncercie, kiedy graliśmy Requiem W.A. Mozarta. Po wysłuchaniu powiedział mi, że nigdy, na żadnym koncercie nie przeżył tego typu emocji. Dodał też, że gdybym go nie zaprosił, sam nie wpadłby nawet na to, że ten rodzaj muzyki może być dla niego. Ludzie czasem boją się chodzić do filharmonii, bo to jakiś specjalny strój trzeba mieć i wiedzę… Bzdura. W Wiedniu widziałem starszych ludzi wchodzących do loży w dresach.

 
Nie bójcie się chodzić na koncerty, obojętnie w czym, wygląd nie ma znaczenia. Ważne jest to, co stąd wyniesiecie. Orkiestra nie gra dla samej siebie, a ja nie macham batutą dla własnej przyjemności – gramy dla publiczności.

 
— Jeśli jesteśmy już przy machaniu batutą, odpowiedzmy na podstawowe pytanie, na które intuicyjnie pewnie wszyscy potrafilibyśmy odpowiedzieć, ale nie zaszkodzi zaczerpnąć wiedzy u źródła – po co orkiestrze dyrygent?
To tak, jakby zapytać po co trener w zespole piłkarskim albo po co kierowca w samochodzie. Żeby uruchomić całość, ktoś w dobrym momencie musi podjąć odpowiednią decyzję. Oczywiście można powiedzieć, że przecież muzycy w orkiestrze dysponują tymi samymi nutami, w których wszystko jest zapisane i wystarczy się do tego stosować. Istniała nawet taka orkiestra, Sergiusz Prokofiew zagrał z nią swój trzeci koncert fortepianowy. Tyle tylko, że ja z orkiestrą potrzebuję czterech prób przed koncertem, a oni potrzebowali ich czterdzieści. Wyobraźmy sobie osiemdziesiąt osób, które muszą rozpocząć grę w punkt, w tym samym momencie. Ktoś i tak wydaje decyzję. Dyrygent prowadzi wszystkich do wspólnego celu i łączy we wspólnej interpretacji. Istnieje kilka reguł dyrygenckich: po pierwsze być gotowym, tzn. zawodowo przygotowanym, znać jak najszerszy repertuar. Po drugie, nie przeszkadzać: zdarzają się nawet dowcipy o dyrygentach „szczęśliwie podążających za orkiestrą” (śmiech). I coś w tym jest. Po trzecie: inspirować. A potem już tylko praca i odrobina szczęścia – tego, które mnie pozwoliło założyć Polish Symphony Orchestra.

znajdź całość TUU