myślmy
Nie czyta z dłoni ani szklanej kuli. Prognozuje przyszłość, bo uważnie przygląda się światu – dostrzega zachodzące zmiany.Pomaga zauważyć i zrozumieć wyznaczany przez nie kierunek. Jaki wskazuje dla Poznania? Zuzanna Skalska o mieszkańcach i trendach w rozwoju miast.
— Jak skrzyżowały się Twoje drogi z Poznaniem?
W ciekawy sposób. Urodziłam się w Warszawie, ale Poznań był od najmłodszych lat gdzieś w mojej świadomości. Rodzice są projektantami: ojciec wzornictwa przemysłowego, mama wnętrz. Tata miał swoje studio i dostawał sporo zleceń od Targów Poznańskich – projektował stoiska. Mama pracowała dla Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, zajmowała się „tendencjami” i pisała artykuły do czasopism. Jednym z nich był „Świat Mebli”, w którym relacjonowała różne Targi. Dlatego często w dzieciństwie słyszałam: „na chwilę wyjeżdżam do Poznania”, „rano jadę do Poznania”, „wracam z Poznania”. Poznań był miejscem, do którego się jeździło, rodzice jeździli. Tu też zarabiali pieniądze. Dlatego, poza tym, że „Poznań zawsze był”, był w mojej głowie „miejscem biznesu”.
— A kiedy Ty pojawiłaś się tu po raz pierwszy?
Jakoś na początku lat dwutysięcznych. I też biznesowo. Byłam już po studiach, po pracy w Philipsie i przyjeżdżałam ze swoimi wykładami na Targi Światła i Mebli. Zajmowałam się też trochę tym, czym mama. Pisałam artykuły, relacjonując Targi. I wtedy, właśnie we współpracy z Targami Poznańskimi i, już niestety nieistniejącym pismem „Świat Mebli”, wydałam mojego pierwszego trendbooka. A propos! Niesamowicie, jak historia kołem się toczy: tak się składa, że w tym roku po raz pierwszy wprowadzam na polski rynek trendbooka we współwydawnictwie holendersko-polskim. Tym razem „Trendy 2017-2018. Kierunek 2025” powstały we współpracy Holenderskiego Instytutu Wnętrz z Concordia Design. Czyli znów Poznań!
— A dziś? Jaki jest dziś Twój związek z miastem?
Poznań jest mi bardzo, bardzo bliski. Po pierwsze ze względu na School of Form, którą założyliśmy razem z Li Edelkoort i Piotrem Voelkelem. Szkołę designu mogliśmy otworzyć w wielu miastach, ale wybrany został Poznań. Całą energię projektu zainwestowaliśmy tu. Po drugie jest Concordia Design, w której jestem członkiem teamu Concordia Consulting. Po trzecie – strategia rozwoju miasta. Jestem członkiem Rady Mentorów, utworzonej przez Pana Prezydenta Jacka Jaśkowiaka. I w końcu, jest mi bliski, bo jest prawie holenderski, podobny mentalnie, kulturowo. Myślenie Poznaniaków jest takie kalwinistyczne, konkretne, na zasadzie „kochajmy się, ale liczmy się”. Trzeba zapracować, żeby wygrać zaufanie Poznaniaka, żeby zbliżyć się, zmniejszyć dystans. Dodatkowo, Poznaniacy to ludzie, którzy po prostu „robią rzeczy”, nie ozdabiają zanadto. Ale trzeba też pamiętać, i o tym się mówi, że samo miasto zgubiło poniekąd swoją tożsamość. Wyszło to przy pracy nad strategią. Sami mieszkańcy zobaczyli, że mają problem ze znalezieniem jednego słowa, które oddawałoby charakter miasta. Targi? Pytanie o targi. Biznes? Gdzie ten biznes?
— Skoro jesteśmy już przy tym temacie, powiedz proszę coś więcej o strategii rozwoju miasta.
Za dużo powiedzieć nie mogę, bo praca jest w toku. To proces. Nie polega na tym, że dwoje ludzi siada, bierze kartkę i pisze. To jest przede wszystkim poznanie i zrozumienie potrzeb miasta – jego mieszkańców. Stąd, na samym początku procesu tworzenia strategii, kluczowe były konsultacje z Poznaniakami. Pierwszy raz w Polsce Urząd Miasta zdecydował się na taką formę. Bo w gruncie rzeczy, i Urząd zdaje sobie z tego powoli sprawę, nie chodzi tylko o nakreślenie planów rozwoju Poznania, ale o zbudowanie zupełnie nowej kultury funkcjonowania samego Urzędu. Jeśli Urząd będzie myślał inaczej, to i miasto zacznie. Podziwiam otwartość Urzędu oraz niewyczerpaną cierpliwość teamu strategów. Ale to są Poznaniacy, więc podchodzą do sprawy bardzo konstruktywnie. Zresztą, innowacją nie będzie sama nowa strategia miasta, lecz jej wpływ na zmianę kultury (pracy i myślenia) samego Urzędu Miasta!
— Czy w tym kontekście można mówić o czymś takim jak trendy w rozwoju miast?
Oczywiście…