Top
pytanie o nieskończoność – TUU
fade
1419
single,single-post,postid-1419,single-format-gallery,eltd-core-1.0,flow-ver-1.3.1,,eltd-smooth-page-transitions,ajax,eltd-blog-installed,page-template-blog-standard,eltd-header-standard,eltd-fixed-on-scroll,eltd-default-mobile-header,eltd-sticky-up-mobile-header,eltd-dropdown-default,wpb-js-composer js-comp-ver-4.12,vc_responsive

pytanie o nieskończoność

Ta opowieść stała się trudniejsza do spisania, niż sądziłam. Znany artysta, kompozytor, archeolog muzyki, w 2021 roku odbiera nagrodę kultury miasta Poznania za całokształt pracy artystycznej. Kto go zna, ten wie, że żadne nagrody świata nigdy nie wyznaczały jego twórczości. A objechał on dosłownie cały świat ze swoją sztuką wielokrotnie, a także dużo tego świata przywiózł nam tu, do Polski, do Poznania, na festiwale, na płyty, na koncerty.

 

Tym, co napędza Macieja Rychłego są opowieści, historie o ludziach, brzmieniach, instrumentach, muzyce, kulturach bliskich i odległych, miejscach, czasem z prehistorii, odległych w czasie, ale także języki i niewerbalne przekazy. Na nasze spotkanie przynosi trzy ostatnie płyty, a historie ich powstania są tak niesamowite, że wydaje się, że anegdotom i dygresjom nie będzie końca.

 

Podczas opowieści Macieja nie tyle słuchamy, co doświadczamy właściwie jakiejś pełni przeżycia. Słyszymy słowa, melodie, wypunktowane rytmicznie frazy, fragmenty szeptane, zawieszone w milczeniu, widzimy wygestykulowane, niemal wyobrażone ruchem, wyrysowane krokami, zaśmiane gwałtownie i nagle przerwane historie…

 

To nie jest opowieść o drodze do uznania, to jest historia jednej z wielu podróży na Bałkany, podczas której w Albanii, na pograniczu wojny i pokoju, na styku wielu nacji, udało się dotrzeć do miejsc oraz ludzi, w których życiu i pamięci nie było dotąd nikogo obcego.

 

Tak więc nie trzeba było nawet wyprawy do odległych, zamorskich krain, by odkrywać całkowicie oryginalne, idealnie zachowane formy obrzędów weselnych, nigdzie nie zapisanych, bo nawet nie dających się nijak zapisać ze względu na swoją całkowicie unikatową formę rytmiczno-choreograficzną.

 

Maciej Rychły sam zadaje sobie pytanie o nieskończoność. Sam sobie też odpowiada, poddając się melodii słów, powtarzalności kwestii początku czy możliwości wielu początków, by dojść w końcu do wniosku, że nieskończoność w ruchu oznacza pętlę. Dopowiada, że nie starcza mu już wyobraźni, a jednak snuje dalej wizję wstęgi Möbiusa, która także jest swoistą, zamkniętą, niemożliwą pętlą, dokładnie zwizualizowaną przez M.C. Eschera (nawiasem mówiąc, to przecież przestrzenny model znaku nieskończoności ∞).

 

— Pytasz o nieskończoność. Odczucie nieskończoności jest dla mnie dużo bardziej naturalne niż wizja jakiegoś początku, który wydaje mi się traumatycznym pojęciem osłabiającym umysł. Tak! Rozmyślania o początku Wszystkiego osłabiają żywotną energię w człowieku.

 

— Zajmuję się muzyką. Żyję z muzyki. Muzyka to czysta energia. Materialnie nie istnieje. Fizycy wprawdzie uwijają się w dotykaniu tych punktów, w których energia staje się już materią, ale widać, że droga jeszcze daleka do tego, by prowokowana eksplozja stwarzała materię. Ten proces odbywa się na poziomie energii atomowych. 

 

— A zatem jesteśmy zbiorami cząsteczek, a nieskończoność jest w nas? Rozedrganą formą wirującą między nieskończonościami? A może miejscem materializacji potężnych energii? Przecież nie jesteśmy rozsypaną we Wszechświecie materialną enigmą. Dźwięczą w nas rozwibrowane struny kosmosu, powołujemy do życia ruch myśli, staramy się uchwycić ich brzmiącą formę, tworzymy znaki i porozumiewamy się ze sobą w oczekiwaniu na rozbłysk wewnętrznego światła zrozumienia. Aha!

 

— Trwanie muzyki przez pokolenia ma moc rozszerzania naszej świadomości. Przywoływanie muzyki jest wybrzmieniem odległego o wiele generacji życia. Kultura jest nieskończonością.

 

— Wiele lat temu podróżowałem po Albanii. Zabrnąłem przez przypadek w pasmo Golloborda, niedaleko Ostreni, na pograniczu z Macedonią. Dla mnie wtedy były to dzikie ostępy Europy. Teren od stuleci nadgraniczny, tak jak kiedyś cała Albania mocno zmilitaryzowany, na dodatek dla Albańczyków obcy etnicznie. Spotkałem tam południowych Słowian marzących o Wielkiej Bułgarii. Niesamowite, prawda? Z urzędu byli Albańczykami, z nieformalnych wieści Macedończykami, z wewnętrznej pasji Bułgarami. Zaprosili nas na wesele. Co tam się działo! Jakieś plemienne obyczaje odprawiane pod gołym niebem. Wszystko w półokręgu, na zielonym stoku, góry po horyzont. Upor­czywe gadanie bębnów w rytmach niepoliczalnych, rubatowych. Do tego dołącza się glissandowy jazgot klarnetu, a potem zbiorowy szorstki śpiew. Ale jaki! Melodia składająca się z długich łkań opadających glissand, harmonizowana wędrującymi słupami harmonicznymi. Wszystko we wspólnocie. Do tego tancerze, zawsze w dwójkach. Ustawiają się symetrycznie jeden do drugiego, na ugiętych nogach, z rękami podniesionymi w jakimś afirmatywnym geście. Ruch tańca okrężny, spowolniony, przeciągły, dokładnie odwzorowywany przez drugiego tancerza. Razem tworzą kosmicznie piękne, ruchome figury. Charakterystyczny powolny ruch, majestatyczny, pełen siły, boski, tworzy idealny kontrapunkt dla jazgotliwej muzyki. Dziwny stan. Jak film w zwolnionym tempie. A teraz tancerze biorą pieniądze. Nieprawdopodobnie wielkie płachty banknotów zwisają im z ust podczas tańca. Zaczęło się obdarowywanie Panny Młodej. Ona stoi nieruchomo, ma kamienną, surową twarz. Czeka, aż pozwijane w rulon banknoty powędrują za jej dekolt. Dziewczyna stoi jak posąg w przepięknej ślubnej sukni, cała w kryzie banknotów, a wtedy rozigrane dotąd dzieci zagarniane są do kręgu dorosłych. Dzieci również zaczynają tańczyć. Ich taniec kształtuje się w akcji spontanicznego naśladowania, tak samo jak chropawy, nieprawdopodobny śpiew. Tutaj nie ma improwizacji. Całość ma urok okiełznanego chaosu. Oto przekaz kultury poprzez żywe uczestnictwo podczas wesela, święta łączenia dwóch rodów. A więc tak modeluje się najmłodszych? Żaden zapis tego nie uchwyci. Każdy musiałby unieruchomić doświadczanie wspólnoty. Powstaną nuty? Kinematogramy? Przecież to są znaki. Zapis nie jest muzyką. Jest instrukcją działania. Powoływane według instrukcji fizyczne fale dźwiękowe też nie są muzyką. Muzyka to rezonans w nas. Zawiera nasze marzenia, tęsknoty, doświadczenia, naszą miłość. A co z tańcem? A co z równoczesnością płynnej energii zdarzeń?

 

Jestem wyczulony na te pytania. Przez wiele lat zajmowałem się muzyką wywiedzioną z zapisów muzycznych mających dwa i pół tysiąca lat. Jest to muzyka antycznej Grecji. Grafika tych nut nie przypomina dzisiejszego pisma muzycznego. Moje pomysły dotyczące rekomponowania antycznej muzyki budziły sprzeciw wielbicieli muzyki klasycznej. Może działo się tak dlatego, że rekomponowana przeze mnie muzyka była bardzo energetyczna? Może dlatego, że burzyła wizję rozwoju kultury od form prostych do coraz bardziej skomplikowanych: w średniowieczu mamy jeden głos, do którego dodawany jest burdon, z czasem pojawia się „nadgłos” i stabilizuje trójgłos przekształcony potem w czterogłos renesansowego consortu. Oto ludzie zwrócili uwagę na współbrzmienie, na słup drgającego akordu, a potem, w logicznym rozwoju organicznych przekształceń, pojawiają się barokowe techniki fugi umożliwiające budowanie coraz bardziej wyrafinowanej tkanki muzycznej. Wtedy w muzyce słyszymy odwrócenia tematu, harmoniczne odbicia lustrzane, dyminucje, augmentacje i tak dalej. Z czasem cały ten proces prowadzi do cudu wcielonego, jakim jest klasyczna muzyka Europy. Ten ideał został już osiągnięty. No i w takiej narracji przemilczany jest fakt, że dwa i pół tysiąca lat temu w Grecji, w okresie klasycznym, istniał precyzyjny zapis muzyczny, który ujawnia schromatyzowaną, dojrzałą, finezyjną i skomplikowaną rytmicznie muzykę. Ta muzyka jest wyryta na kamieniach w Delfach, pępku świata. Są to inwokacje przywołujące grecki Panteon. Czy te muzyczne tropy zachowują do dzisiaj pamięć doświadczania nieskończoności?

 

Aby istnieć, muzyka musi być ciągle przywoływana na nowo. Antyczny zapis, o którym mówię, opierał się na doświadczeniu trójjednej chorei. Zawiera słowo, muzykę i taneczny gest. Próbowałem rekomponować tę muzykę, a chłodny umysł nie podpowiadał zbyt tłustych rozwiązań. Wtedy zaproponowałem Włodzimierzowi Staniewskiemu, reżyserowi i demiurgowi teatru „Gardzienice”, by zaadaptować muzykę sczytaną z kamieni do spektaklu opartego na antycznym tekście Apulejusza „Złoty Osioł”. Co prawda teatr ten zwyczajowo pracował, adaptując wzory z żywych kultur tradycyjnych, ale Staniewski tym razem zaryzykował, za co do dzisiaj jestem mu wdzięczny. W kolejnym spektaklu badaliśmy moc muzyki wywiedzionej przeze mnie z antycznych zapisów. I tak dawne znaki muzyczne trafiły do teatralnego laboratorium „Gardzienice”.

 

Z doświadczeń tych korzystam do dzisiaj. Kilka miesięcy temu „Teatr Pieśń Kozła” kierowany przez Grzegorza Brala zarejestrował na płycie pieśni chóralne z moją najnowszą muzyką, będące częścią dramatu liturgicznego napisanego przez Alicję Bral. Niektóre z tekstów pieśni to dokładnie przytoczone nauki z Ewangelii św. Tomasza. Są one śpiewane w saickim dialekcie języka koptyjskiego. Uważa się, że są to teksty gnostyckie. Rzeczywiście mają moc mantry. Jak komponować muzykę do takiego tekstu? Muzykę, która ma powiew Arche? Niesie przesłanie duchowej nauki? Dla mnie zbawienny okazał się dawny pobyt na Mukattanie w koptyjskiej dzielnicy Kairu. Horyzont muzycznych odniesień sięga tutaj antyku. Czuję, że dotknięcie żywego archaicznego rytu podczas liturgii koptyjskiej pomogło mi stworzyć muzykę do słów zapisanych na papirusach z Nag Hammadi, pomogło otwierać intuicję na tekst, gdzie sfera sacrum rozciąga się na wszystkie formy życia.

 

Może ludzie w pamięci zachowują doświadczenie nieskończoności?

A więc tak. Poruszam się w pamięci albo nawet w pamięciach.

Może to jest właśnie nieskończoność?

 

___
tekst: Światosława Sadowska
foto: Jerzy Sadowski

znajdź całość TUU