codzienna nieskończoność
Wielu z nas marzyło w dzieciństwie, aby kiedyś zostać kimś wyjątkowym i wieść życie bogate w ekscytujące zdarzenia, namiętności, rozmaite przygody. Oglądając filmy lub czytając wspaniałe historie, fantazjowaliśmy, że stajemy się bohaterami opowieści. Życie sławnego piosenkarza, rozchwytywanej aktorki czy nieustraszonego policjanta zdawało się być takie wyjątkowe, barwne i pełne wrażeń. Zainspirowani takimi przykładami, dążyliśmy do realizacji naszych marzeń, goniliśmy za wyobrażeniami. Dorastaliśmy, a życie weryfikowało plany.
W wielu przypadkach okazuje się, że wizje z dzieciństwa mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Każdego z nas dopada rutyna, czyli taka codzienna nieskończoność. Przychodzi nam zmierzyć się z powtarzalnością w różnych obszarach naszego funkcjonowania.
Przeglądając materiały zamieszczane w internecie, słuchając podcastów czy przeglądając czasopisma, można zauważyć duży rozłam w kwestii podejścia do rutyny. Dla niektórych staje się ona najgorszym wrogiem, dla innych przyjacielem. Jedni reklamują ją jako klucz do sukcesu, drudzy mnożą sposoby, jak sobie z nią radzić. Fascynujące jest, że w tak odmienny sposób przeżywamy to samo doświadczenie.
Za co można tak nie lubić rutyny? Pewnie każdy czytelnik zna to uczucie, kiedy coś zdaje się nie mieć końca. Za czasów szkolnych tak ciągnął się rok nauki, aż do upragnionych wakacji. Później czekało się na osiemnaste urodziny, żeby osiągnąć mityczną pełnoletniość, zamieniającą to, co zakazane w dozwolone. Znudzony student wyczekuje na koniec serii nudnych wykładów. Strudzony pracownik od poniedziałku odlicza dni do końca tygodnia bądź wymarzonego urlopu. Spracowana matka czeka, aż dzieci dorosną i będzie mogła odpocząć od zmieniania pieluch. Każdy miał lub ma jakąś swoją niekończącą się historię. Coś, co powtarza się ze stałą częstotliwością przez dłuższy czas i zaczyna być źródłem frustracji. Dopada nas wtedy uczucie monotonii, stagnacji, nudy. Obniża się nastrój. Stąd jak grzyby po deszczu pojawiają się materiały o tym, jak przełamać rutynę w pracy, związku, codzienności.
Czytając powyższy akapit, przypominając sobie własne doświadczenia związane z powtarzalnością zdarzeń, można by zadać sobie pytanie, jak tu inaczej pisać o tej rutynie, niż doradzając i mnożąc sposoby na poradzenie sobie z jej uciążliwością. Może jednak, zanim ją osądzimy, spróbujmy spojrzeć także na pozytywną stronę rutyny.
Słownik Języka Polskiego definiuje rutynę jako postępowanie bądź wykonywanie jakichś czynności według utartych schematów. Takie sekwencje schematów układają się w ścieżki działania i przeprowadzają nas przez różne czynności. Być może monotonna w odbiorze, ale ta powtarzalność jest dobra dla naszego mózgu, który jest takim centrum dowodzenia. A więc i dla nas. Dlaczego? Dla zobrazowania odwołajmy się do doświadczeń, które są udziałem większości z nas. Od dziecka nabywamy umiejętności, które umożliwiają nam utrzymanie się przy życiu, dbanie o siebie i funkcjonowanie w społeczeństwie. Przykładowo nauka spożywania posiłków, używania sztućców, mówienia czy pisania. Początkowo czynności te sprawiają trudność i są wyzwaniem. Z czasem zamieniają się w automatyzmy, nasz mózg wgrywa sobie takie programy i odtwarza je w określonych sytuacjach. Dzięki temu nie musimy za każdym razem, kiedy czujemy głód, zastanawiać się, co to oznacza, co z tym zrobić, jak zdobyć jedzenie, jak pokroić chleb czy w jaki sposób i gdzie włożyć kęs pożywienia. Gdy różne czynności są powtarzane, wchodzą w nawyk i nie musimy się męczyć, podejmując po raz kolejny dane działanie. Zapewne obecnie możemy przygotowywać jedzenie (jeśli nie jest to nowy przepis), jednocześnie rozmawiając z partnerem/partnerką i w międzyczasie jeszcze ściągać pranie albo rozpakować zakupy. Mózg jest bardzo sprytny, kieruje się zasadą ekonomiczności, rozgryza schematy, przyswaja je i dzięki temu uwalnia energię, którą możemy inwestować w coś innego. Rutyna, bazując na powtarzalności, jest sprzymierzeńcem naszego mózgu. Kiedy musimy wstawać o wczesnej porze, aby zdążyć do pracy, w dzień wolny możemy złapać się na wybudzeniu o tej konkretnej godzinie. Gdy idziemy po raz kolejny tą samą drogą, możemy myślami poszybować w świat fantazji, a i tak dojdziemy tam, gdzie zwykle, bez konieczności uważnego monitorowania, w którą stronę skręcić.
Rutyna to także droga do profesjonalizmu. Kiedy zaczynamy nową pracę albo uczymy się języka obcego, początkowo przytłacza nas ogrom wiedzy, jaką musimy przyswoić. Z czasem zaczynamy być coraz bardziej biegli, coraz bardziej efektywni. Kiedy dostatecznie długo się czymś zajmujemy, mozolnie powtarzamy pewne doświadczenia, stajemy się w nich coraz lepsi. Rzeczy, które zdawały się być bardzo trudne, z czasem stają się coraz prostsze, a uwolnienie zasobów sprawia, że możemy je inwestować w coraz to nowe, bardziej skomplikowane zagadnienia. Stąd tak wiele osób, które mówią o swoim sukcesie i motywują innych, podkreśla, jak ważną rolę odgrywa codzienna rutyna.
Zostawmy na chwilę mózg i przyjrzyjmy się naszej emocjonalności. Tutaj też, poza dyskomfortem związanym z nudą, możemy doświadczyć przyjemnych odczuć wynikających z rutyny. Kiedy wiemy, co nas czeka, czujemy się bezpiecznie, a to wpływa na nasze ogólne samopoczucie i dobrostan psychiczny. Niemożliwym jest również funkcjonowanie stale na najwyższych obrotach, w otoczeniu wielu bodźców. Stąd w miarę trwania, różne czynniki mniej nas pobudzają, a to sprawia, że nie jesteśmy w ciągłej gotowości i stresie.
W zależności od tego, o jakiej rutynie mówimy, ludzie opisują także inne pozytywne wrażenia. Przykładowo osoby, które starają się wprowadzać zdrowe nawyki albo poświęcać regularnie jakiś czas na zadbanie o siebie, opisują korzystny wpływ takich praktyk na poczucie własnej wartości czy skuteczność. Nie mówiąc o rezultatach. Bo jak już wiadomo (czytaj wyżej), gdy coś regularnie powtarzamy, stajemy się coraz lepsi, co wpływa na większe zadowolenie z siebie i motywuje do dalszych działań. Nasze ciała także lubią rytmiczność: kiedy regularnie jemy, a nasz cykl snu i czuwania jest stały, czujemy się fizycznie i psychicznie lepiej.
Co tu począć więc z tą rutyną? Niesie ze sobą tyle dobrego, a jednocześnie może być taka uciążliwa. Co decyduje o tym, jak będziemy odbierać codzienną powtarzalność?
Pewnie zastanawiając się nad własnymi doświadczeniami, można odnaleźć takie rutyny, które się lubi i które sprawiają przyjemność, jak również takie, których się nie lubi, ale trzeba brać w nich udział. Poranna kawa każdego dnia może być na przykład przyjemnym rytuałem, którego już czasem kładąc się do łóżka, nie można się doczekać. Te miłe rutynowe czynności to zapewne nie jest coś, czemu tutaj konieczne byłoby poświęcać czas. Bo po cóż rozwodzić się nad tym, co lubimy i co chcemy pielęgnować? Po prostu róbmy to. Ale co z tymi nieprzyjemnymi, koniecznymi rutynami, które może i bardzo użyteczne, ale są dla nas trudne do zniesienia?
W tym miejscu pojawia się pokusa, aby sięgnąć po jeden z rozlicznych tekstów, w których specjaliści radzą, jak przełamać rutynę w (tutaj każdy może wstawić, co uważa). Jednak warto się zatrzymać i przyjrzeć temu, co najbardziej nas męczy w tej określonej powtarzalności. Porady są dobre, ale może lepiej się nimi inspirować zamiast korzystać z gotowych przepisów na rozwiązanie problemu. Dlaczego? Posłużmy się przykładami.
Osoba, która zaczyna odczuwać monotonię i nudę w pracy, sięgając po sposoby na rozwiązanie problemu, może przeczytać, że powinna lepiej organizować czas, zastosować inny system przerw, wyznaczać małe cele, nagradzać się za drobne sukcesy i wiele, wiele innych. Testowanie czy wdrażanie tych pomysłów może zająć dużo czasu, któryś z nich nawet może pomóc. Ale co, jeśli ta osoba zaczyna czuć nudę, bo właściwie nie lubi swojej pracy i marzy o tym, aby wykonywać zupełnie inne rzeczy zawodowo? Co, jeśli praca sama w sobie jest w porządku, ale atmosfera w biurze i narzucone przez organizację rytuały są frustrująco powtarzalne? Zaczynanie od poszukiwania sposobów, kiedy nie zdefiniuje się problemu, może skazać na porażkę bądź znacząco wydłużyć cały proces radzenia sobie.
Problem rutyny w związku też jest bardzo chętnie omawianym tematem i istnieją rozliczne sposoby na to, aby ożywić relację. Jednak każdy związek to kombinacja dwóch jedynych w swoim rodzaju osób. Jak więc znaleźć uniwersalne przepisy na każde z takich połączeń? To, co jednym pomaga, innym może zaszkodzić i odwrotnie. Może lepiej zatem poszukać właśnie w tejże relacji, zacząć więcej rozmawiać o tym, co się między nas wkradło, zadawać sobie pytania, wczytywać się w siebie samych i w siebie nawzajem. Czego jeszcze nie wiemy o sobie? Jakie obszary pozostały nieodkryte? Co moglibyśmy zrobić? Co zmienić? Czego się boimy? Czego pragniemy? O czym marzymy?
Rutyna to nieodłączny element życia, może wywoływać wachlarz emocji. Od tych przyjemnych po przykre, które nas alarmują, że coś zaczyna dziać się nie tak. Zazwyczaj powtarzalność zaczyna być uciążliwa, kiedy zamiast korzystać ze schematów myślenia i traktować je jak bazę, która pozwala nam się rozwijać, zaczynamy czuć się więźniami tych schematów. Sięganie po gotowe przepisy na ich przełamanie, sprawia, że znowu popadanie w schematy (zakładając, że na każdy problem istnieją te same, schematyczne, rozwiązania). Pierwszym krokiem powinno być więc zdefiniowanie, w czym tkwi problem, zbadanie go dogłębnie i zastanowienie się co DLA MNIE, w MOIM KONKRETNYM przypadku by zadziałało. Sposoby są dobre, warto je testować. Jednak, kiedy ktoś lubi spać i ma problemy z porannym wstawaniem, a na poczytnym blogu napiszą, że powinien wstać godzinę wcześniej i iść pobiegać, żeby się rozbudzić, to ten sposób nie zadziała. Może w takim przypadku bardziej wskazanym byłoby popracować nad tym, żeby wcześniej się kłaść spać i wtedy będzie łatwiej rano się obudzić.
Najgorszym jest uznanie uciążliwej rutyny za wroga. Wtedy szybko będziemy chcieli się go pozbyć, zwalczyć, żeby już nie mieć z nim do czynienia. Jak głosi stare porzekadło „pośpiech jest złym doradcą”. Czasami zatopienie się w jakimś doświadczeniu, w swoich przeżyciach, mimo że nie zawsze najprzyjemniejsze i może nie najszybsze, prowadzi do najlepszych rozwiązań.
___
tekst: Natalia Tułacz
ilustracja: Zuzanna Tokarska