bufo bufo
Oto jest ropuch. Dorodny i aksamitny. Biologicznie bezkompromisowo piękny. Pan swojego świata oraz dziesięciu centymetrów. Świadomy czaru swoich wszystkich brodawek. Kwintesencja czystości i piękna natury. On, ropucha szara. Gdyby był Apaczem, nosiłby imię „Oddychający jak sobie chce”. Teraz np. przez skórę. Przez płuca też potrafi, ale dla szpanu wymienia od niechcenia gazy przez wilgotną powłokę – taka super moc od ewolucji lub demiurga (niepotrzebne skreślić). A jak był baby ropuszką, czyli kijanką w bajorku obok, to filtrował wodę przez skrzela. W ten sposób wystawia okolicy najwyższy standard czystości. Ponieważ, jak każdy płaz, ma dużą wrażliwość na bodźce chemiczne i gdy jest zbyt toksycznie, po prostu wymięka i zanika. Jako gatunek, albo i cała gromada. Już dziś są w Europie takie miejsca, gdzie nie uświadczysz płaza. Ani gada. Choć te ostatnie nie biorą do siebie tak szybko pestycydowych aluzji. Tak generalnie mniej kumają. Może na bardziej kosmicznym poziomie odbierają? Jakiś meteoryt 65 milionów lat temu, jakaś nuklearna zima i w końcu załapały, że to już nie ich eon, że czas ze sceny zejść – niepokonanym. Triceratopsy, ichtiozaury i inne diplodoki. Nieprzekonane, ale zeszły. Do dziś trwają ekshumacje, żeby ten akt w dziejach poskładać do kupy. Ale do żaby. Siedzi centralnie w środku krateru D, w rezerwacie przyrodniczo-astronomicznym Meteoryt Morasko. Jak na kosmicznej scenie. Podwójnie klasycznej: bo ma już 5000 lat – wtedy dupnął meteoryt – i po starogrecku, amfiteatralnej. To jakaś aluzja? Z ropuchą w charakterze tragicznego chóru gadziego zniszczenia? Płazio-gadzia wojna na skojarzenia? No, nie wiem.
Ropuch bezgłośnie się nadyma. Zadowolony z atencji, daje się podziwiać. Ale w końcu czemu się tu dziwić. To Bufo bufo, w sumie Buffo. Teatralny bufon pierwszej klasy, członek rodziny Bufonidae. Narcyz doskonały. Godny każdej sceny i osobnej bajki. Puszy się i pławi we własnej osobie. Jest gotowy. Ustawia lepszy profil. Czeka. Trochę się waham – całować czy nie całować?