Top
Skąd ta moc? – TUU
fade
1500
single,single-post,postid-1500,single-format-standard,eltd-core-1.0,flow-ver-1.3.1,,eltd-smooth-page-transitions,ajax,eltd-blog-installed,page-template-blog-standard,eltd-header-standard,eltd-fixed-on-scroll,eltd-default-mobile-header,eltd-sticky-up-mobile-header,eltd-dropdown-default,wpb-js-composer js-comp-ver-4.12,vc_responsive
Screenshot 2022-12-23 at 11.34.47

Skąd ta moc?

Na wstępie muszę coś wyznać. Gdy pisałem artykuł do poprzedniego numeru TUU o tytule “nieskończoność”, splot okoliczności doprowadził do nietypowej dla mnie sytuacji ‒ nie miałem mocy tekstu dokończyć. Miało to też dość niespodziewany skutek semantyczny: niedokończony esej samą swoją formą odsłonił przede mną zupełnie inne znaczenie słowa “nieskończony”. Tak mnie ta niemoc zaaferowała, iż postanowiłem zgłębić, gdzie leżą jej źródła. 

            O ile na brak sił fizycznych jest wiele sprawdzonych metod ‒ dieta, wypoczynek i sen, o tyle sposobów na regenerację mocy do działania tak oczywistych, wspólnych wszystkim ludziom, nie znałem. Zatem przeciwdziałając swojej ignorancji, zwróciłem się do współczesnej wyroczni w sprawach wszelakich ‒ wyszukiwarki Google. Do tej pory żyłem w przekonaniu, że myśl Fryderyka Nietzschego odcisnęła swoje piętno głównie poprzez pojęcie “nadczłowieka” i jego praktyczne zastosowanie w totalitarnych systemach XX wieku. Myliłem się. Dziś dominuje stworzony przez niemieckiego filozofa termin “woli mocy” jako źródła wszelkich procesów przyrody, dążenie do siły, dominacji, zwycięstwa, afirmacji życia, który odrodził się w postaci wellnessu, coachingu, rozmaitych teorii motywacji i energii życiowej na niespotykaną skalę. Widząc zaskakującą obfitość sposobów, uspokoiłem się, wierząc, że któryś z nich na pewno zadziała. Kolejny proces pisania tekstu rozpocznę zatem od wyboru odpowiedniej stymulującej motywację metody.

            Gdy zbliżał się termin oddania kolejnego artykułu, wróciłem do wyboru odpowiedniego sposobu, który zapewni mi moc twórczą. Po kilku godzinach czytania rozmaitych artykułów (część z nich miała nawet podstawy naukowe) kilkunastu krótkich filmach na YouTube, w tym szczególnie godnych polecenia z platformy TEDx, gdzie znakomici mówcy dzielili się swoimi doświadczeniami i sposobami radzenia sobie z niemocą, byłem tak zmęczony ogromem przyswojonych wiadomości, że nie starczyło mi już sił na nic innego. Nie napisałem ani jednego zdania nowego tekstu. Jednakże wysiłek nie poszedł na marne. Odkryłem, że pierwszym i najpowszechniej pojawiającym się w źródłach panaceum na brak energii do działania jest aktywność fizyczna.

            Kolejny raz zabierając się zatem do pisania, postanowiłem, że wpierw pójdę pobiegać. Po kilkunastominutowym joggingu pochyliłem się nad białą stroną, lecz zorientowałem się, że tekst będzie wymagał zregenerowania większej ilości energii ‒ poszedłem na basen. Po powrocie niemal powstało pierwsze zdanie felietonu, ale jednak nieodzowna wydała się jeszcze godzina na rowerze stacjonarnym. Zrobiło się już późno i byłem zbyt zmęczony tą całą aktywnością fizyczną, więc położyłem się spać. Muszę jednak przyznać, że metoda (może inaczej, niż się spodziewałem) podziałała ‒ nie napisałem ani zdania, ale za to czułem się świetnie.

Następne próby rozpoczęcia pisania zaczynałem od kolejnych odnalezionych metod motywacyjnych. Dość często opisywanym w internecie sposobem była stosowana na sobie metoda kija i marchewki. Wyznaczenie nagrody za zrealizowany cel i kary za brak postępów. Postanowiłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: marchewkę odczytać dość dosłownie jako posiłek, a za kij przyjąć jego brak ‒ wszakże: „Kto nie chce pracować, niech też nie je”. Muszę powiedzieć, że możliwość jedzenia dopiero po ukończeniu kolejnego akapitu okazała się zaskakująco skuteczna, ale miała jeden dość zasadniczy minus ‒ nigdy nie sądziłem, że można taki stek bzdur nawypisywać tylko po to, żeby coś zjeść. Możliwe, że jeżeli kryterium ilościowe rozszerzyłbym na jakościowe i jadł dopiero po świetnie napisanym fragmencie, efekt byłby lepszy, jednak w obliczu swojej autokrytyki zrezygnowałem z tej metody. Obawiałem się, że eksperyment nie powiódłby się ze względu na śmierć głodową badanego.

 Specjaliści od motywacji jako jedną z przyczyn jej nieobecności wskazywali brak wiary w siebie i złe samopoczucie. O ile wydawało mi się, że ani jedno, ani drugie szczególnie mi nie doskwiera, stwierdziłem, że może jednak należy sprawdzić, czy związane z nimi sposoby dodawania sił okażą się skuteczne. Tu muszę przyznać się do obskurantyzmu i wstecznictwa, gdyż mój umysł okazał się niewystarczająco oświecony dla proponowanego zestawu czynności. Po słuchaniu przez kilkanaście minut mantr motywacyjnych mówiących mi: “Jesteś zwycięzcą”, “Możesz wszystko”, “Jesteś wspaniały”, “Masz w sobie moc”, a proszę mi wierzyć dobrze znoszę komplementy, gotowy byłem napisać cokolwiek, byleby wyłączyć już tę spiralę szczęścia i harmonii. Nie pomogły również dźwięki binarealne ‒ wykorzystany w nich element brzmieniowy przypominający spadające krople zamiast pobudzić mój mózg oddziaływał raczej na pęcherz. Bardzo rozczarowała mnie również ścieżka dźwiękowa “432 Hz Przyciągnij obfitość pieniędzy, dobrobyt, szczęście i bogactwo”, po jej paruminutowym słuchaniu sprawdziłem stan konta bankowego i nic, bogactwa jak nie było, tak nie ma. Krzyczący w różnych językach trenerzy “Wsłuchaj się w siebie!”, „Nie próbuj wszystkiego usprawiedliwić logiką, ponieważ są rzeczy, którym logika przeczy”, “Słuchaj tych małych głosów w sobie”, wydali mi się trochę podejrzani. Zgodnie z instrukcjami spróbowałem też oszukać swój mózg, uśmiechając się do siebie. Z natury jestem osobą często uśmiechającą się, zwykle do innych, dlatego pewnie wymuszane przez kilka minut utrzymywanie jockerowego grymasu zamiast dodać mi nadnaturalnego, pozytywnego, nastawiania spowodowało kwestionowanie własnej poczytalności.

Jakież było moje zaskoczenia, gdy sceptycznie nastawiony do motywacyjnego voodoo odkryłem, że jednak podziałało. Wymęczony testowaniem kolejnych wzmacniaczy mocy działania stwierdziłem “dość”. Pisanie tekstu to naprawdę mały wysiłek w porównaniu do tych wszystkich środków mających mnie w nim wspierać. Usiadłem więc napełniony nową energią do działania, wynikającą z jednego faktu prostego ‒ gdy tekst napiszę, żadnej z powyższych metod już nie będę potrzebować! Nie wiem, czy to mantry sukcesu, czy spacer przed pisaniem, ale takiej mocy twórczej w pisaniu i determinacji w jego zakończeniu jeszcze nie miałem.

___

tekst: Gabriel Kaczmarek

ilustracja: Helena Malczewska, Maciej Waleszczyk

opieka artystyczna: prof. Krzysztof Molenda Piotr Marzol
okładka: Olga Korcz, Piotr Marzol projekt oraz skład: Piotr Marzol
ilustracje oraz koncepcje graficzne: Michalina Nowacka, Marta Jaśkowiak, Weronika Kalemba, Maciej Waleszczyk, Helena Malczewska, Olga Korcz, Patrycja Walczak, Gabriela Patro, Kasia Wit

znajdź całość TUU