Top
tu wolno wszystko – TUU
fade
1318
single,single-post,postid-1318,single-format-standard,eltd-core-1.0,flow-ver-1.3.1,,eltd-smooth-page-transitions,ajax,eltd-blog-installed,page-template-blog-standard,eltd-header-standard,eltd-fixed-on-scroll,eltd-default-mobile-header,eltd-sticky-up-mobile-header,eltd-dropdown-default,wpb-js-composer js-comp-ver-4.12,vc_responsive
calcio storico fiorentino, Florencja, Piazza Santa Maria Novella, Jan Van der Straet

tu wolno wszystko

Złamany nos i szczęka, wybite zęby, pęknięty łuk brwiowy, zwichnięty obojczyk, zerwane więzadła, wstrząs mózgu i krew lejąca się strumieniami. Wchodzisz tu na własnych nogach, ale bez pewności, że samodzielnie na nich wyjdziesz. Dopóki nie stracisz przytomności i nie zabierze cię karetka, grasz dalej. Zazwyczaj napięcie jest tak duże, że nie czujesz bólu. Do szpitala trafisz dopiero w nocy, gdy adrenalina przestanie działać. Zniesiesz to wszystko, bo jesteś współczesnym gladiatorem. Herosem, który walczy ku chwale Florencji. 

 

O calcio storico fiorentino, historycznej florenckiej piłce nożnej, mówi się, że jest najstarszą florencką tradycją. Współczesna piłka nożna wywodzi się właśnie z tej gry, choć jej florencka odmiana przypomina bardziej rugby połączone z zapasami i kick boxingiem – częściej kopie się tu przeciwników niż piłkę, a ta przez większość meczu trzymana jest w rękach, a nie przy nodze. Wszyscy fani piłki nożnej pamiętają finałowy mecz Mistrzostw Świata 2006 roku między Włochami i Francją, gdy Zinédine Zidane – rozjuszony komentarzem Marco Materazziego, który podał w wątpliwość świętość jego matki i siostry – uderzył rywala głową w klatkę piersiową i powalił go na ziemię. Z perspektywy calcio storico była to jedynie łagodna wymiana zdań między dwoma dżentelmenami. We florenckiej piłce wszystkie chwyty są dozwolone. Nie bez powodu Henryk III Walezy – król Francji i pierwszy elekcyjny król Polski – podsumował sportowe wydarzenie, które obserwował w 1574 roku: „Zbyt błahe na wojnę, zbyt okrutne, by być grą”.

 

Graczem calcio storicoil calciante – może zostać jedynie osoba urodzona we Florencji. Zawodnik należy do drużyny jednej z czterech historycznych dzielnic miasta, której przypisane są konkretne barwy: i Verdi di San Giovanni, i Bianchi di Santo Spirito, i Rossi di Santa Maria Novella, gli Azzurri di Santa Croce. Kolory te – kolejno: zielony, biały, czerwony i niebieski – są niczym włoska flaga powiewająca na tle czystego nieba. Gra się tu jednak ku chwale małej ojczyzny, a nie narodu. Podobnie jak w całych Włoszech występuje tu zjawisko il campanilismo – przywiązania do dzielnicy, miasta, regionu, a dopiero w dalszej perspektywie – państwa. Przynależy się więc do miejsca, gdzie słyszy się dźwięk dzwonów dobiegający z dzwonnicy kościoła, w którym zostało się ochrzczonym. Dzielnica jest częścią tożsamości, dlatego też drużyny nigdy się nie zmienia. 

 

W przeszłości graczami byli członkowie najznakomitszych rodów szlacheckich Florencji. W rozgrywkach uczestniczyli książęta Toskanii, władcy z potężnej rodziny Medyceuszy, przyszli papieże: Klemens VII, Leon XI czy Urban VIII. Dziś są to w większości mężczyźni z przeszłością, którzy w siłowniach pracują nad masą i rzeźbą, a w studiach tatuaży pokrywają ciała symbolami i barwami wojennymi. Od kilkunastu lat, w celu zachowania bezpieczeństwa, w grze nie mogą uczestniczyć tylko mordercy i porywacze. Nieśmiało mówi się, że podtrzymywanie tradycji calcio storico służy głównie policji, która obserwując członków poszczególnych drużyn, ma na oku całą śmietankę kryminalną Florencji. Gra pozwala też wyładować agresję zawodników między sobą – na treningach i podczas turnieju – a nie na ulicach miasta.

 

Florencka piłka jest tak brutalna, że w ciągu roku rozgrywa się tylko trzy mecze: dwa półfinały wyłaniające spośród czterech drużyn dwie, które zetrą się ze sobą w finale. Losowanie dwóch par drużyn odbywa się przed wielkanocną mszą w katedrze na Piazza San Giovanni. Biskup wyciąga z torby cztery marmurowe jajka w czterech kolorach dzielnic, po czym błogosławi graczy. Mecze półfinałowe odbywają się w połowie czerwca, a finał rozgrywany jest dziesięć dni później – 24 czerwca, w dzień św. Jana, patrona Florencji. Dwie najlepsze drużyny rozgrywają więc dwa mecze w roku. Jest to morderczy wysiłek, a dni dzielące oba starcia są walką z czasem, w którym za pomocą intensywnej fizjoterapii zawodnicy próbują zmniejszyć skutki urazów z półfinału. Mimo wszystko zagranie finału składem półfinałowym jest niemal niemożliwe. Większość graczy nie zdąży dojść do siebie po brutalnych walkach w poprzednim meczu.

 

Na czas turnieju na jednym z głównych placów Florencji, przed kościołem Santa Croce (Świętego Krzyża), w którym pochowani są między innymi Michał Anioł, Galileusz i Niccolò Machiavelli, budowane jest prostokątne boisko, którego dłuższy bok jest dwukrotnością jego szerokości. Zazwyczaj boisko ma wymiary 40 na 80 lub 50 na 100 metrów. Siatka, w której należy umieścić piłkę, rozpięta jest na całej szerokości boiska, ponad barierkami ochronnymi. Plac gry wysypuje się piaskiem i dzieli na dwa równe kwadraty, rysując pośrodku białą linię. Mecz rozgrywa się między dwoma drużynami liczącymi po dwudziestu siedmiu graczy. Każdy z zawodników spełnia określoną rolę. W zewnętrznej strefie jest dwunastu zawodników próbujących zdobyć gola, a w środku piętnastu torujących im drogę wszelkimi możliwymi sposobami. Wszyscy łączą w sobie umiejętności bokserów, zapaśników, rugbistów, piłkarzy i biegaczy. Trzeba być szybkim i nie odpuszczać. Drogę do bramki toruje się, używając pięści i kopniaków. Jeśli w porę nie uszkodzisz przeciwnika, on wkrótce uszkodzi ciebie, albo któregoś z twoich kolegów. Mecz trwa 50 minut bez żadnej przerwy. W tym czasie trzeba zrobić wszystko, by pozostać w grze, gdyż zranionych lub wykluczonych graczy nie można zastąpić. Jeśli zawodnik da się usunąć z boiska, osłabi tym swoją drużynę. Ważniejsze od utrzymania się na nogach jest jednak zdobywanie goli, nazywanych caccia. Za każdą piłkę trafioną w siatkę zdobywa się jeden punkt. Trzeba być jednak bardzo precyzyjnym, bo każdy chybiony rzut to pół punktu dla drużyny przeciwnej. Po każdym zdobytym punkcie następuje zmiana stron boiska. Wygrywa oczywiście ten, kto zdobędzie najwyższy wynik w ciągu pięćdziesięciominutowej walki. 

 

Nad przebiegiem gry czuwa sędzia główny, sześciu sędziów liniowych i sędzia komisarz, który pozostaje poza boiskiem. Sędzia główny jest odpowiedzialny za zapewnienie płynnego przebiegu gry i wchodzi na boisko tylko po to, aby zaprowadzić dyscyplinę i przywrócić porządek podczas walk. Mecz rozpoczyna się poprzez wyrzucenie piłki w stronę linii środkowej. Kiedy piłka dotknie ziemi, rozlega się gwizd, który jest znakiem dla piętnastu przednich zawodników do rozpoczęcia walki. Ich celem jest obezwładnienie graczy drużyny przeciwnej za pomocą uderzeń, kopniaków, rzutów, chwytów, dźwigni i podduszeń. Jest to moment, gdy skumulowany przed walką stres mija, a zastępuje go czysta agresja. Przemoc ma jednak swoje granice, które wyznacza kodeks honorowy graczy, dlatego też nie bije się kogoś dla samego bicia. Od kilku lat zabrania się też niespodziewanych ataków od tyłu, kopnięć w głowę i napaści na przeciwnika przez więcej niż jednego gracza. Gdy zawodnik zostanie powalony na ziemię, nie może wstać, aż do zdobycia punktu. Kiedy ustawieni z przodu zawodnicy drużyny przeciwnej zostaną obezwładnieni, dwunastu zawodników z tylnej strefy próbuje przedrzeć się przez boisko i zdobyć gola. 

 

Calcio storico fiorentino nazywane jest również calcio in costume (piłka w kostiumie) lub calcio in livrea (piłka w liberii), ponieważ wszyscy zawodnicy grają w historycznych, barwnych strojach nawiązujących do mody renesansowej. W przebraniach odnoszących się do tego czasu występują także sędziowie i ponad pięciuset uczestników parady, która przed meczem, wśród dźwięków dawnych instrumentów, przechodzi ulicami Florencji od Piazza Santa Maria Novella do Piazza Santa Croce. Przed rozpoczęciem gry odbywają się też widowiskowe rzuty chorągwiami. Wśród uczestników parady jest jedna wyjątkowa istota – krowa rasy chianina. W przeszłości zwycięska drużyna otrzymywała ją w nagrodę, a jej mięso dzielono między zawodników i widzów. Do dziś krowa pozostaje trofeum, choć jedynie symbolicznym: przed turniejem przechadza się po boisku, a po meczu wraca do stodoły. Tradycja pozostaje jednak utrzymana przez zaproszenie wygranej drużyny na ucztę, podczas której serwuje się słynny krwisty stek po florencku – bistecca alla fiorentina – przyrządzany właśnie z mięsa krowy rasy chianina. Jest to jedyna nagroda, jaką otrzymują zwycięzcy. Zawodnicy calcio storico nie dostają żadnego wynagrodzenia za swą grę. Milionowe kontrakty, jakie otrzymują piłkarze pokroju Cristiano Ronaldo lub choćby skromniejsze wynagrodzenia czwartoligowych graczy z Pogoni Lwówek, są im obce. Gra jest dla nich kultywowaniem tradycji, dzięki niej stają się jej częścią. To ona jest treścią ich życia i nadaje mu sens. Mawia się: calcio storico è Firenze – historyczna piłka to Florencja – gra się więc ku chwale miasta, a nie dla pieniędzy. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że śmiertelni wrogowie z czterech drużyn spotykają się na stadionie piłkarskim Artemio Franchi, by ramię w ramię kibicować swojej ukochanej Fiorentinie.

 

Calcio storico uważa się za odrodzenie tradycji popularnej w świecie starożytnym gry zwanej harpastrum. Gdy w 59 r. p.n.e. Juliusz Cezar założył kolonię dla byłych żołnierzy o nazwie Florentia, przebywający w niej rzymscy legioniści grali, żeby utrzymać się w dobrej formie. O samej grze wiemy tylko tyle, że brały w niej udział dwie drużyny składające się z takiej samej liczby zawodników, walczące według precyzyjnych reguł na piaszczystym podłożu o panowanie nad piłką wypchaną szmatami, skórą lub zwierzęcymi jelitami. Harpastrum cieszyło się tak dużą popularnością wśród rzymskich legionistów, że wraz z nimi rozprzestrzeniło się na rozległe obszary Cesarstwa Rzymskiego. Źródła podają, że w XV wieku gra o zasadach podobnych do dzisiejszego calcio storico była rozpowszechniona wśród młodych florentyńczyków. Uprawiano ją na każdej ulicy i placu w mieście, co wywoływało liczne problemy z utrzymaniem publicznego porządku. Postanowiono więc uregulować tę kwestię poprzez organizację oficjalnych turniejów odbywających się wyłącznie na najważniejszych placach miasta: Piazza Santa Croce, Piazza Santa Maria Novella, Piazza Santo Spirito oraz na placu przed jedną z bram miasta – Il Prato. Podczas srogich zim zawodnikom zdarzało się też grać na zamarzniętej rzece Arno. 

 

Najsłynniejszy mecz rozegrano 17 lutego 1530 roku. Do dziś w jednej z sal Palazzo Vecchio, siedziby rady miejskiej Florencji, można zobaczyć fresk, który wykonał Giorgio Vasari – Oblężenie Florencji. Pokazuje on wydarzenie istotne nie tylko dla miasta, ale też dla historii gry w piłkę. W 1527 roku, wykorzystując zawirowania wywołane szalejącą w tym czasie zarazą, florentyńczycy zbuntowali się, wypędzili z miasta rodzinę Medyceuszy i ogłosili się republiką. Medyceusze zwrócili się o pomoc do jednego z niezwykle wpływowych członków swojego rodu – ówczesnego papieża Klemensa VII. Ten z kolei poprosił o interwencję cesarza Karola V Habsburga. Latem 1529 roku doszło do trwającego kilkanaście miesięcy oblężenia miasta. Bezpieczeństwa Florencji strzegł nie kto inny jak sam Michał Anioł Buonarotti, któremu powierzono rolę zarządcy i dowódcy florenckich fortyfikacji, i który zadecydował o dodatkowym wzmocnieniu murów miasta. Wykonane przez niego rysunki architektury obronnej oblężonego miasta zachowały się do dziś. W historii zapisała się jednak nie tylko przemyślana fortyfikacja Florencji, ale przede wszystkim hart ducha jej mieszkańców. Florentyńczycy, mimo wyczerpania z braku żywności, postanowili nie rezygnować z obchodów karnawału. Chcąc upokorzyć wrogów i udowodnić, że nie brakuje im sił i energii, zorganizowali mecz na placu przed kościołem Santa Croce – w miejscu dobrze widocznym z okolicznych wzgórz obleganych przez obce wojska. Chcąc jeszcze bardziej ośmieszyć przeciwników, grupa muzyków wspięła się na dach kościoła i zaczęła grać na instrumentach. Rozwścieczone wojska carskie wystrzeliły w stronę bawiącego się tłumu kulę armatnią, ta jednak przeleciała nad głowami muzyków i nie wyrządziła nikomu żadnej krzywdy. Atak został przyjęty przez florentyńczyków jeszcze większą kpiną z przeciwnika i jeszcze głośniejszym rykiem trąb, a zacięta gra była jak okrzyk „Liiibeeertààà!” – „Wooolnooość!”. O rozegranym prawie 500 lat temu meczu wiemy całkiem sporo, nie ma za to informacji o jego zwycięzcach. Najwidoczniej mecz postrzegano bardziej jako zbiorowe działanie przeciwko wrogom niż jako prawdziwą rozgrywkę. Pomimo wykazanej odwagi i fantazji latem tego samego roku miasto zostało zmuszone do poddania się, a panowanie Medyceuszy zostało przywrócone. Jednak po dziś dzień wydarzenie to symbolizuje ducha Florencji, upór jej mieszkańców oraz ich potrzebę wolności i niezależności. Mecz ten stał się tak symboliczny, że przyczynił się do współczesnej rekonstrukcji gry, a przyjęte obecnie zasady są zbliżone do tych, jakie obowiązywały podczas pamiętnego turnieju. Zasady te po raz pierwszy spisał w 1580 roku florencki hrabia Giovanni de’ Bardi.

 

Popularność gry trwała do końca XVIII wieku, następnie stopniowo zaczęła maleć, by w końcu zaniknąć zupełnie, przynajmniej w formie zorganizowanej. Ostatni oficjalny mecz tamtego czasu, o którym wiemy, odbył się na Piazza Santa Croce w 1739 roku. Poza dwoma meczami rekonstrukcyjnymi – w 1898 i 1902 roku – minęły prawie dwa wieki, zanim tradycję calcio storico wznowiono. Przez ten czas gra pozostała jednak żywa w zbiorowej pamięci florentyńczyków, a mieszkańcy rywalizowali ze sobą w poszczególnych dzielnicach. Jej odrodzenie nastąpiło w XX wieku, w maju 1930 roku, kiedy to rozegrano mecz z okazji obchodów czterechsetnej rocznicy oblężenia Florencji. Inicjatorem turnieju był faszysta Alessandro Pavolini. Włosi nie docenili jednak jego wkładu w przywrócenie tradycji calcio storico i piętnaście lat później wykonali na nim wyrok śmierci, a jego ciało powiesili głową w dół obok ciała Mussoliniego na jednym z mediolańskich placów. Od lat 30. XX wieku, z wyjątkiem okresu wojny, historyczne dzielnice Florencji walczą ze sobą co roku, choć czasem zdarzają się sytuacje – jak w 2006 roku – gdy mecz zamienia się w regularną walkę i zostaje zawieszony. W roku 2020 wszystkie drużyny zostały pokonane przez pandemię COVID-19, z powodu której turniej odwołano. Wznowienia gry zapewne najbardziej nie może doczekać się drużyna czerwonych chcąca utrzymać mistrzostwo z poprzednich dwóch lat. A może biali, którzy przed dwukrotnym triumfem czerwonych wygrali trzy lata z rzędu, a w ostatnim meczu przegrali sromotnie sześcioma punktami? Może niebiescy, którzy chcą odegrać się za żarty, że swoją chorągiew ukradli z Ikei? A może jednak zieloni, którzy na swoim koncie mają najmniej zwycięstw, a po nocach śnią sny o potędze? Zapewne wszyscy – zawodnicy, mieszkańcy i turyści – równie mocno chcą znów usłyszeć okrzyk rozpoczynający każdy mecz: „Viva Fiorenza!” – „Niech żyje Florencja!”. W końcu to ku chwale jej piękna, historii, tradycji i niezłomności nie tylko zwiedza się zabytki, ale czasem też przelewa krew.

 

___

tekst: Aleksandra Podżorska

znajdź całość TUU