Rzecz o pomaganiu
— Na początek podstawowe pytanie: dlaczego pomagamy?
Dobrze, jeśli to robimy! To znaczy, że zobaczyliśmy drugiego człowieka. Zwykle religie pomagają w przyjmowaniu takiej postawy, ale nie tylko. Powód jest prosty – nie żyjemy w próżni, żyjemy wśród innych ludzi. Nawet z czysto egoistycznego punktu widzenia, jeśli skoncentrujemy się na innych, będzie to też dla nas dobry uczynek. Kiedy skupiamy się wyłącznie na sobie i coś złego się z nami dzieje, nasz świat ginie. Jeśli dostrzegamy to, co na zewnątrz, a my nawet w jakimś sensie giniemy, to nasz świat nadal istnieje. Sądzę, że część stanów depresyjnych zawdzięczamy nadmiernej koncentracji na sobie. Wszystko przerabiamy przez pryzmat ja, mnie, mną. Ja się poczułem urażony, ja się poczułam skrzywdzona, itd. Stajemy się wówczas bezrefleksyjni, jednowymiarowi.
— A więc pomaganie pomaga również nam samym?
Zdecydowanie tak. Chociaż nie lubię słowa „pomaganie”. Może wzięło się to z faktu, że trafiając na ludzi, którzy ciągle deklaratywnie chcą komuś pomagać, zetknęłam się z wieloma egoistycznymi postawami – zainteresowanymi raczej sobą i budowaniem swojej pozycji. Niestety, pomaganie może mieć element patrzenia na drugiego człowieka z wyższością – czuję się lepszy, JA mu pomogę, JA wiem, co dla niego jest dobre. Pomaganie w dobrym tego słowa znaczeniu wyostrza zmysły i wrażliwość na otoczenie. Stajemy się bogatsi.
— Czym jest więc umiejętne pomaganie?
Jest budowaniem relacji; widzeniem drugiego człowieka i dostrzeganiem jego potrzeb. Jeżeli do tego kierujemy się określonymi wartościami, np. wyrażającymi się w przekonaniu, że każdy człowiek powinien dostać dziennie przynajmniej jeden ciepły posiłek, powinien wiedzieć, jakie ma prawa obywatelskie, to gdy spotkamy potrzebującego, po prostu zapewnimy mu tę ciepłą strawę lub wiedzę. Osoby, które naprawdę pomagają, zazwyczaj nie generują kolejnych problemów – są po stronie rozwiązań.
— Pomaganie jawi się jako niełatwe zadanie. Trudne może się okazać również przyjmowanie pomocy albo choćby przyznanie się do faktu, że jej potrzebujemy.
Dlatego, jeśli widzimy potrzebującego, to pomagajmy i już. Nie oczekujmy w zamian niczego. Bez myśli w stylu: „nawet nie podziękował”. Dobre słowo czy dobry uczynek zazwyczaj i tak do nas wracają, często z innego miejsca. Zwróćmy uwagę, że kiedy my otrzymujemy pomoc, rzadko od razu się rewanżujemy. Pomoc to nie usługa barterowa. To raczej proces, w którym uczestniczy wiele osób, na miarę własnych możliwości. Ktoś przyjmuje, ktoś daje. Role się zmieniają. Trudno jest prosić o pomoc dla siebie. To wielka sztuka. Ale jeśli nauczymy się przyjmować pomoc, to będziemy lepiej umieli pomagać. Może to jest motywacja?
— Pomoc indywidualna, wypływająca z naszej umiejętności zauważenia drugiego człowieka, to jedno. Tworzymy jednak również specjalne instytucje, które mają zajmować się najbardziej potrzebującymi. Przeróżnych organizacji i komunikatów z prośbą o pomoc jest coraz więcej. To może dezorientować.
Kiedy słyszę: „wie Pani, jest tyle tych wszystkich fundacji”, natychmiast pytam: „to ilu Pan/Pani pomaga?”. Najczęściej odpowiedź brzmi: „żadnej, bo nie wiem, co jest prawdą”. Jeżeli mamy w miarę wysoką samoocenę, wówczas nie boimy się, że ktoś, kto nas prosi o pomoc, może nas oszukać. Mamy wtedy również odwagę zostawić obdarowywanej osobie pewną dozę wolności. Myślenie: „Nie wiem, to na wszelki wypadek nikomu nic nie dam i będzie sprawiedliwie” donikąd nie prowadzi. Dojrzałe społeczeństwo i dojrzały człowiek dzieli się tym, co wypracował. Jeśli mamy więcej czasu, możemy, poza materialnym wsparciem, dać z siebie coś więcej. Żyjemy w bardzo ciekawym okresie, jeśli chodzi o pomaganie. Jeszcze 25 lat temu królowała tzw. filantropia wymuszona, z Towarzystwem Przyjaźni Polsko-Radzieckiej na czele. Rodzice dzisiejszych dwudziesto- , trzydziestolatków, zmęczeni otaczającą ich wtedy rzeczywistością, przekazali swoim dzieciom filozofię pt. „możesz i musisz sobie radzić w życiu”. I wielu z młodych ludzi, ciężko pracując, sobie radzi – z naciskiem na „sobie”. A potem czują się nieszczęśliwi, wyalienowani, bez poczucia sensu życia. Zdarza im się mówić: „skoro ja tak ciężko pracuję i sobie radzę, to dlaczego mam pomagać tym, którzy pracują mniej – czytaj: sobie nie radzą”. To są powierzchowne, pasywne, ale ułatwiające życie stwierdzenia. Jesteśmy różni, na różnych etapach życia, z różnym potencjałem. Czasem trzeba najpierw dać rybę, żeby potrzebujący miał siłę sam trzymać wędkę, a przede wszystkim ją zobaczyć. Wędki nie są dostępne dla wszystkich w równym stopniu, a wszyscy mamy do nich prawo. Jeżeli możemy wspomóc czyjeś wysiłki dotarcia do swojej szansy – róbmy to. Nigdy jednak nie róbmy więcej od zainteresowanego beneficjenta. Nie zdejmujemy z niego odpowiedzialności za własny rozwój. Dotyczy to zarówno osób indywidualnych, jak i instytucji.
— Czy dlatego funkcjonują instytucje pomocowe, żeby wyręczyć nas w chwili, gdy brak nam wrażliwości na drugiego człowieka?
Instytucje tego braku nie zapełnią. To różne, uzupełniające się modelowo formy wsparcia. Administracja realizuje swoje zadania w sposób sformalizowany. Oczekujemy od niej globalnej oceny zjawisk, systemowych rozwiązań, standardów pracy, konsultacji społecznych. Organizacje społeczne są bliżej beneficjentów, mają ogląd rzeczywistości z innej strony. Mogą formalnie, i nie tylko, łączyć wysiłki osób indywidualnych, biznesu, administracji w działaniu na rzecz pożytku publicznego. Pod tym względem są wyjątkowe, bardziej efektywne w działaniu. Niezależnie od nich, zawsze będzie miejsce na pomoc sąsiedzką, spontaniczne zbiórki wśród znajomych na rzecz spalonego domu czy osób chorych – na ludzką, indywidualną pomoc.
— Czym jest „pożytek publiczny”, który tak często pojawia się w naszej rozmowie?
To działania organizacji, których celem nie jest osiąganie zysku, ale pozyskiwanie i przeznaczanie środków na rzecz dobra społeczności. Zasady powstawania organizacji, formy jej pracy definiuje ustawa z 2003 roku o pożytku publicznym i wolontariacie. Definiuje, jakie wymogi musi spełniać organizacja, jak się rozliczać. Aby np. organizacja mogła ubiegać się o 1% podatku, nie wystarczy być fundacją. Trzeba mieć status organizacji pożytku publicznego, a więc pracować minimum dwa lata i składać stosowne dokumenty finansowe. Jeśli nie jesteśmy pewni, czy wybrana przez nas organizacja ma prawo otrzymać 1% naszego podatku, to warto sprawdzić na portalach ngo.pl lub pozytek.gov.pl. Warto też pamiętać, że 1% to nie jest darowizna. To nasz wpływ na przekierowanie części podatku, który i tak zapłacimy. Przekazywane darowizny możemy odliczyć od dochodu rocznego – łączna wysokość do 6% dochodu rocznego. Ujmujemy je w PIT 0 na koniec roku. Organizacje pożytku publicznego realizują zadania publiczne, łącząc dostępne różnorodne środki, ludzi z pasją, zatrudniając pracowników i aktywizując lokalną społeczność. Tworzą przestrzeń do wymiany doświadczeń, działają na rzecz zdefiniowanej społeczności.
— Proszę opowiedzieć więcej o tej „pracy na rzecz”. Zaangażowanie się na pełen etat w działalność pomocową to chyba spore zobowiązanie?
Zgadza się, ale to nadal praca. Kilka lat temu zostałam poproszona o pomoc w rekrutacji dla fundacji zajmującej się bezdomnymi zwierzętami. Otrzymałam profil osób, których powinnam szukać: wrażliwe, dostrzegające, itd. Po kilku miesiącach panie prowadzące fundację napisały do mnie: „zmieniamy profil na bezwzględne, niewrażliwe, systematyczne i dotrzymujące obietnic”. Okazało się, że podejście: „nie mogę sprzątać klatki tego zwierzątka, które ma złamaną łapkę, bo tak mi potem przykro, jak sobie przypomnę jego cierpienie”, kompletnie się nie sprawdza. Działanie w fundacji to normalna praca. Jest zakres obowiązków i go wykonujemy. To samo dotyczy umów wolontariackich. Wolontariusz, zobowiązując się pomagać fundacji, powinien wywiązywać się tak samo jak z pracy płatnej. Oczywiście praca w fundacji determinuje pewien styl życia, ale korporacja również. Kwestia wyboru, jak chcemy nasze życie ułożyć.
— Zdarza się tak, że gdy to nasze pomaganie przybiera coraz większy rozmiar i staje się bardziej widoczne lub nagłośnione medialnie, pojawiają się liczne kontrowersje.
Myślę, że w dużej mierze wynika to z braku świadomości tego, jak funkcjonują organizacje pomocowe. Wiele osób sądzi, że jeśli jest szczytna idea, to ona sama pociągnie całą resztę. Niestety, to tak nie działa. Proces organizacji pracy wygląda jak w każdej innej rzeczywistości. Trzeba ułożyć program, zadbać o rekrutacje, warunki bytowe. Kiedy przygotowujemy letni obóz dla dzieci, staramy się otrzymać fundusze już w marcu. Na pytania: „a co Pani będzie teraz z tymi pieniędzmi robiła?”, odpowiadam, że będę kosić trawę, przygotowywać infrastrukturę. To budzi kontrowersje. Ale żeby wpuścić dzieci na pole namiotowe latem, muszę wcześniej zadbać o 10 hektarów. Jeśli ktoś przyjdzie na teren fundacji i zobaczy zarośnięte pole, powie, że jest fatalnie i nic się nie dzieje. Jeśli teren jest zadbany – nikt nie pyta, ile to kosztuje. Żeby móc cokolwiek tworzyć, niezbędna jest baza, a jej utrzymanie wymaga nakładów finansowych. To czasami budzi opór – „my dajemy tylko na program, nie na wynagrodzenia i infrastrukturę”. W porządku, tylko że samo nic się nie dzieje. Nie ma firm, w których procedura zastąpi pracę. Wydawałoby się, że to oczywiste, ale z poziomu darczyńców ta część rzeczywistości niekiedy umyka. Czasami boli, że fundacja ma majątek. Ale czasami cieszy i wtedy jesteśmy chwaleni za gospodarność i pracowitość. Samo życie. Warto też rozróżniać darczyńcę i sponsora. Jeśli chcemy, żeby akcja przełożyła się na promocję jakiegoś produktu lub pozyskanie kontaktów – świetnie – ale nazywajmy tę działalność po imieniu i taką podpisujmy umowę. Darczyńca to ktoś, kto ofiarowuje pomoc, bo po prostu bezinteresownie dba o sensowny świat wokół. Sponsoring to kategoria marketingowa. Cenimy obydwie formy współpracy. Pieniądze z obydwu źródeł przeznaczamy na działalność statutową.
— Wyobrażam sobie, że pozyskiwanie środków na działalność fundacji jest żmudną pracą i niebywale trudnym zadaniem.
Jeżeli fundacje muszą cały czas koncentrować się na zbieraniu środków, nie mogą się spokojnie rozwijać i planować sensownie działań. Jeżeli osiągają sukces w działalności statutowej, liczba beneficjentów i ich oczekiwań rośnie. Dlatego tak ważne jest stałe wsparcie: znany jest budżet, nie traci się czasu na jego zdobywanie, można więcej czasu i energii poświęcić na pracę merytoryczną. Przeprowadziliśmy niedawno ankietę wśród naszych sympatyków z pytaniem: zniknięcie jakiej kwoty z konta byłoby dla Ciebie niezauważalne? Do wyboru były trzy odpowiedzi: 30 zł, 60 zł i 90 zł. Nikt nie zadeklarował, że zauważyłby brak 30 zł. A dla nas to cena jednych zajęć hipoterapii dla dziecka. Systematyczne wsparcie indywidualne daje możliwość sensownego planowania działań na cały rok. Podobnie współpraca z instytucjami. Jesteśmy wtedy też w stanie rozpocząć kooperację z darczyńcą na różnych obszarach: wolontariat, wypoczynek pracowników, imprezy integracyjne – wiemy o sobie więcej i w wielu kwestiach możemy się uzupełniać. Ostatnio usłyszeliśmy od pracownika współpracującej z nami firmy: „w pracy moja aktywność musi się zamykać w ściśle określonych procedurach; w fundacji mogę dać upust energii i wyobraźni.”
— Powróćmy jeszcze do kwestii zaufania. Skąd bierze się tak duża nieufność i podejrzliwość wobec instytucji zbierających środki na pomoc potrzebującym?
Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Może historycznie rzecz biorąc, często nas oszukiwano? A może sami chcieliśmy się czuć oszukiwani, bo to usprawiedliwia wszelką indolencję. Na pewno jest na tym polu dużo do zrobienia. Wyciąganie jednego przykładu fundacji, która w zły sposób gospodarowała środkami albo kurczowe trzymanie się faktu, że raz, kiedyś, 15 lat temu ktoś nas oszukał, na pewno nie jest dobrą drogą. Wystarczyłaby odrobina refleksji: raz mnie ktoś oszukał, ok, nie powtórzę więc tego samego mechanizmu – podaruję inaczej. A może negatywne rzeczy, które słyszeliśmy, nie są prawdą? Warto zadać sobie trud i sprawdzić albo po prostu nie bać się i zaufać. Chyba generalnie mamy problem z samooceną. Ale oznacza to szczęśliwie, że rozwiązanie jest w naszych rękach. Pozytywny jest również fakt, że każdy odpowiada za własny rozwój – zawsze można zmienić widzenie świata i samego siebie, chociażby współpracując z jakąś fundacją.
rozmowa z Lilianą Sobieską