Okolice zmian
Podczas tworzenia każdego numeru TUU wybieramy hasło, które ma nas prowadzić i inspirować. Tym razem postanowiliśmy zastanowić się, co dziś oznacza dobre życie. Czujemy, że następuje jakiegoś rodzaju przetasowanie. To, co było ważne jeszcze kilka miesięcy temu, dziś traci znaczenie. Do tej pory w czołówce listy pragnień wielu z nas znajdowały się podróże i zwiedzanie świata. Pandemia postawiła znak zapytania nad naszymi turystycznymi planami. O tym, jak będzie wyglądało podróżowanie przyszłości rozmawiamy z Kasią Jadaluk, współautorką podcastu i bloga „Dobra podróż”.
To ciekawe, że wspominałaś o przetasowaniu wartości, o które zabiegamy w życiu. Od dłuższego czasu mam uczucie, że znajdujemy się w momencie przejścia. Coś się kończy, ale nowe jeszcze się nie zaczęło. Covid jeszcze bardziej podkręcił tę sytuację i postawił na ostrzu noża. Długo zastanawiałam się, jak podejść do podróży w obecnej sytuacji. Wszystko wskazuje na to, że dalsze wyprawy na dosyć długi czas zostaną wstrzymane. To moment, w którym zastanawiamy się nad tym, co dla nas ważne. W tym punkcie zwrotnym rozmowa o podróżach jest idealną okazją do określenia wartości, którymi będziemy się kierować, kiedy nadejdzie to „nowe”. Już wiemy, że ciągła pogoń za tym, żeby wszystko cały czas zwiększać, rozszerzać, rozpędzać, eksploatować, kończy się. Dobra podróż dla każdego powinna być zgodna z jego zbiorem wartości. Jeśli jest dla nas ważne ograniczanie wpływu na środowisko, dobra podróż będzie wtedy, gdy uda nam się pozostawić jak najmniejszy ślad węglowy. Jeśli zdecydujemy, że najważniejsza jest relacja z drugim człowiekiem, to nieważne, dokąd dotrzemy, liczyć się będzie poznawanie ludzi, którzy poszerzą nasz światopogląd i otworzą na nowe tematy. Dla każdego dobra podróż będzie czymś innym, ale mam nadzieję, że będzie świadoma.
Kiedyś bardzo dużo podróżowałam, aż do naszej redakcyjnej wyprawy na Spitsbergen z glacjologiem Jakubem Małeckim. Ta wizyta była dla mnie punktem zwrotnym. Czułam, że moja obecność zakłóca spokój dzikiej przyrody. Pomyślałam, że może w ogóle nie powinno mnie tam być. Zdałam sobie też sprawę, że wywieram wpływ nie tylko na miejscu, ale i z daleka. Pandemia paradoksalnie trochę rozwiązała problem, bo ograniczyła latanie. Zastanawiam się jednak, jakie rady można dać ludziom, którzy chcą podróżować, ale nie chcą tego robić bezrefleksyjnie. Nad czym powinni się zastanowić?
Cieszę się, że przywołałaś swój moment „zatrzymania”. Ja przeżyłam coś takiego na Kubie. Też pomyślałam, że nie powinno mnie tam być. Każdemu przed wyjazdem dokądkolwiek polecam jasne określenie celu. Kiedy wybierałam się gdzieś dalej, zawsze starałam się pobyć w tym miejscu jak najdłużej, żeby za miesiąc nie odczuwać potrzeby kolejnego wylotu. Zatem warto nadać podróży jakiś sens i cel. Z doświadczenia wiem, że wydłużamy wówczas gratyfikację, jesteśmy bardziej nasyceni, bo nie łapiemy wszystkiego na oślep. Tak samo jest ze świadomym kupowaniem ubrań – wybory dokonane w ten sposób cieszą znacznie dłużej niż fast fashion.
Czy sądzisz, że obecny czas w jakikolwiek sposób sprawi, może nawet już sprawił, że lokalne podróżowanie stanie się interesującą alternatywą dla egzotycznych wypraw?
Już obserwujemy to zjawisko w ramach działalności Fundacji Modern Tourism Center, którą założyliśmy tego lata z Kubą Rybickim i Bartkiem Szaro. Nie wiem, na ile ten wzmożony ruch podróży „tuu” się utrzyma. Wydaje mi się, że obecny czas może być motorem zmiany. W tym roku wielu z nas było zaskoczonych tym, ile Polska ma do zaoferowania pod kątem turystyki. Jednak realistycznie patrząc, kiedy sytuacja się ustabilizuje, ludzie będą wciąż wyjeżdżać „tam”, dalej, bo będą chcieli się zresetować, oderwać od wszystkiego, co przytłaczało przez tyle miesięcy. Jasne, że najlepiej by było, gdybyśmy zintensyfikowali lokalne podróżowanie, najlepiej rowerem lub piechotą (śmiech). Nie sądzę jednak, byśmy byli w stanie tak szybko zmienić nasze przyzwyczajenia. Daleki, egzotyczny wyjazd, jako symbol statusu wciąż pokutuje, ale powoli czuje się powiew zmian, szczególnie wśród młodszych ludzi, którzy nie chcą wchodzić w konwenans tego, co trzeba, żeby się pokazać. Z drugiej strony tę grupę silnie motywuje i napędza m.in. Instagram.
Czym zajmuje się Fundacja Modern Tourism Center? Czy ma już odpowiedź na to, jak może wyglądać podróżowanie przyszłości?
Celem Fundacji jest podnoszenie świadomości na temat wpływu podróżowania na świat i konkretną społeczność. Nie jesteśmy oderwani w kosmosie, tylko lądujemy w danym miejscu, w którym występują określone zależności. Możemy ten świat wspierać albo przeciwnie – działać na jego niekorzyść. W ramach naszej działalności chcemy edukować również podmioty, które reklamują swoje regiony albo usługi turystyczne. To one kreślą sposób, w jaki odbieramy dane miejsce i wyznaczają kierunki pożądania. Sposób, w jaki biura podróży pokazują np. Afrykę jest naprawdę zadziwiający. Są to zazwyczaj obrazki, zdjęcia czarnoskórych osób ubranych, albo raczej przebranych, w tradycyjne stroje. Podczas gdy Europa w większości wypadków pokazywana jest przez miejsca. Mogłoby się wydawać, że to tylko zdjęcia promocyjne, ale w ten sposób kształtuje się zbiorowa świadomość lub nieświadomość, kultywowane lub obalane są krzywdzące stereotypy. W dalszych planach Fundacji mamy również inicjowanie zmian legislacyjnych. Potrzebne są podstawowe, proste rozwiązania, jak choćby ulgi podatkowe dla podmiotów, które spełniają kryteria zrównoważonego rozwoju. Takie narzędzia mobilizują nieprzekonanych do działania, bo szczerze mówiąc, trochę nie mamy czasu na mozolne przekonywanie, szczególnie w temacie ochrony środowiska. Odpowiadając na drugą część twojego pytania, czym może być nowoczesne podróżowanie, mam nadzieję, że będzie przede wszystkim świadome. Skupione na tym, żeby w czasie naszych podróży nie eksploatować ani środowiska, ani ludzi.
Myślę, że często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo przesadne i szkodliwe są nasze oczekiwania wobec wakacyjnych destynacji i zamieszkujących je ludzi. Zapewne w większości nie mamy złych intencji, ale przecież „jesteśmy na wakacjach, to się nam należy”. Brak nam świadomości, że każdy nasz wybór ma wpływ na lokalną społeczność i środowisko. Dlatego wasza misja edukowania nie tylko turysty, ale i biura, które tworzy dla niego ofertę, wydaje mi się szczególnie ważna.
Działanie na tych dwóch platformach sprawia, że osoby wyjeżdżające wymagają, ale druga strona jest na to przygotowana. Wierzymy, że praca zarówno z biurami podróży, jak i z konsumentami, przyniesie coś dobrego. Wiemy, że all inclusive w kolosalny sposób wpływa na lokalne społeczności. Ten sposób podróżowania właściwie „zjadł” Wyspy Kanaryjskie – tam zaczęły się pierwsze wyjazdy w tym trybie. W poszukiwaniu nowego all inclusive przeniósł się na Karaiby i tam zaczął przeżuwać ludzi i środowisko. Doszliśmy do momentu, w którym miejscowi nie mogą wejść na plażę, bo hotele sobie tego nie życzą. Kraje przestają należeć do ludzi, a największe prawa mają zagraniczne korporacje zarządzające ekskluzywnymi hotelami.
Obawiam się, że wielu turystów wciąż sądzi, że swoją wizytą i wydanymi pieniędzmi wspierają lokalne wspólnoty.
Tymczasem system all inclusive działa tak, aby goście wydali wszystko na miejscu, na terenie hotelu, a zysk czerpie wyłącznie właściciel. Na Karaibach miejscowa ludność zatrudniana jest za najniższe stawki. Najwyższy czas zmienić system turystyki w tamtym rejonie.
Czy sądzisz, że zawsze istnieje alternatywa dla tych utartych ścieżek?
Oczywiście, ale tutaj pojawia się problem, ponieważ najbardziej oczywistą alternatywą jest wyjazd samodzielny, podczas którego to ty decydujesz, gdzie mieszkasz, jesz i wydajesz swoje pieniądze. W czasie naszej miesięcznej wizyty na Kubie przejechaliśmy przez środek wyspy rowerami. Przemierzaliśmy głównie tereny rolnicze, gdzie mogliśmy zobaczyć, jak wygląda życie miejscowej ludności. To był pierwszy wyjazd, na którym zdecydowałam, że będziemy spali wyłącznie w domach, w których można wynająć pokój. Bardzo zależało mi na tym, żeby moje pieniądze trafiły do konkretnych ludzi. Przy samodzielnie zaplanowanym wyjeździe można mieć pozytywny wpływ i nawet w ramach danego systemu zostawić po sobie pozytywny ślad. Oczywiście to wymaga od nas więcej wysiłku, na który nie każdy ma czas i energię albo nawet ochotę. Chociaż, jeśli komuś temat leży na sercu, to na pewno teraz jest dobry czas, żeby przemyśleć swoje przyszłe kroki.
Podróżami zajmujesz się już właściwie zawodowo. Rowerem przemierzyłaś, m.in. Bałkany i Kubę. Czy mogłabyś podzielić się wspomnieniem, scenariuszem dobrej, a może nawet idealnej podróży?
Jeszcze trzy lata temu nie potrafiłabym odpowiedzieć na to pytanie i pewnie stwierdziłabym, że ta podróż jest jeszcze przede mną. Dwa i pół roku temu wybraliśmy się z Kubą rowerami na Ałtaj. Wyjazd był kwintesencją tego, czego szukam w podróżach. Trzy miesiące przed wyjazdem zaczęliśmy planować wyprawę. Byłam niesamowicie podekscytowana, nakreśliłam trasę przez cały Ałtaj, Chiny, Rosję, Kazachstan – chciałam wycisnąć wszystko, co się da. Po tygodniu przemyśleń ograniczyliśmy nasz szczegółowy plan tylko do terytorium Rosji. Dojechaliśmy na miejsce, pod Nowosybirsk. Tam, dzięki platformie Warmshowers (rodzaj couchsurfingu dla rowerzystów), nocowaliśmy u człowieka, który bardzo dobrze zna Ałtaj. Pogadaliśmy o naszej trasie i okazało się, że mój plan był zupełnie bez sensu, bo nie uwzględnia tego, co w rejonie najważniejsze. Po dwóch dniach wyruszyliśmy więc na zupełnie inną wyprawę. Po raz pierwszy nie zabrałam licznika, dzięki czemu mogłam się delektować tym, co dookoła, a nie tym, ile kilometrów przejechałam. Skupiłam się na tym, żeby jak najwięcej rozmawiać z ludźmi i przyjmować to, co się dzieje wokół mnie. Zaowocowało to kilkoma bardzo ciekawymi spotkaniami i niesamowitym spokojem. Zwolnienie tempa pozwoliło mi przeżywać w pełni otaczającą naturę. Wróciłam wyciszona i szczęśliwa. To szczęście trwało jeszcze miesiąc po powrocie, a zadowolenie z wyprawy trwa do dziś.
___
tekst: Julita Mańczak
foto: Jakub Rybicki