Czerwona pigułka
O hipotezie życia w symulacji, czyli jaka jest możliwość, że żyjesz w superkomputerze.
Niecały rok temu na temat tajemniczej natury wszechświata wypowiedział się Elon Musk, znany przedsiębiorca i założyciel Tesla Motors, SpaceX i PayPal. Stwierdził, iż większe prawdopodobieństwo jest w tym, że żyjemy w symulacji niż w realnym świecie.
„40 lat temu mieliśmy grę Pong, dwa prostokąty i kropkę. Takie kiedyś były gry. Teraz, 40 lat później, mamy fotorealistyczne, trójwymiarowe symulacje, w które grają miliony ludzi jednocześnie. Każdego roku wirtualne światy stają się coraz bardziej złożone. Niebawem to wirtualna i rozszerzona rzeczywistość będzie taką grą. Jeżeli przyjmiemy, że jakiekolwiek tempo rozwoju się utrzyma, to gry staną się niemożliwe do odróżnienia od prawdziwej rzeczywistości. Możliwe, że żyjemy w jednej z nich”.
Taka wypowiedź jest dość szalona, ale czy hipoteza jest możliwa? To radykalne, lecz nie absurdalne poglądy. Czy ktoś z żyjących i uznanych naukowców podziela jego zdanie?
Teoria symulacji przypomina opowieści rodem z literatury science fiction, w myśl której wszechświat to jedno wielkie oszustwo. Według niej wszystko, co się wokół nas dzieje, jest skomplikowaną grą stworzoną przez programistów żyjących w innej rzeczywistości. Jednak niektórzy naukowcy traktują tę hipotezę poważnie. Zanim wybuchniecie śmiechem i posądzicie mnie o szaleństwo, zastanówmy się przez moment, co mówią na ten temat poważni naukowcy.
David Brin jest astrofizykiem, pracował dla NASA jako profesor fizyki. Mieszka w południowej Kalifornii. Co ciekawe, jego rodzina pochodzi z Konina. Jest autorem uznanych dzieł sci-fi. Kwestionuje powszechnie przyjęte teorie na temat narodzin wszechświata i robi to w bardzo oryginalny sposób.
Na potrzeby kosmologii sformułowano teorie opierające się na założeniu, że bóg stworzył świat ograniczony ramami czasowo-przestrzennymi. Wersje materialistyczne to teoria wielkiego wybuchu oraz teoria strun. Brin sądzi natomiast, że żyjemy w symulacji i nie jest odosobniony w tym twierdzeniu.
„Zaczęto podejrzewać, że jesteśmy bohaterami programu komputerowego, dzięki któremu istoty z bliższej lub dalszej przyszłości poznają metody oraz zwyczaje ludzi żyjących w dwudziestym pierwszym wieku lub na przestrzeni wszystkich innych wieków. Dowiadują się One, jak wyglądały kiedyś planety i prymitywni ludzie. Od zarania dziejów ludzie sądzili, że egzystencja to doznanie metafizyczne. Ciekawe w tym jest to, że teoria dopuszczająca obecność Boga jest bardziej przyziemna niż teoria symulacji”.
Olaf Stapledon, brytyjski filozof i pisarz, połączył te wszystkie teorie. Według niego stwórca budował kolejne wszechświaty z fizycznych cząstek elementarnych, szukając równowagi systemowej. Nie likwidował starych „nieudanych” wszechświatów, więc gdy pewien człowiek zapytał go, dlaczego bóg ich opuścił – odpowiedział: „Bo mam za dużo pracy”.
Dzięki metaforom umysł może wkraczać w nowe rejony, natomiast przenośnie pozwalają nam poznawać świat takim, jakim może być. Jeżeli wszechświat jest różnorodny praktycznie i w nieskończoności, to znaczy, że istnieje gdzieś w nim czarny Donald Trump lub Ty jako jednorożec. Chociaż nie – bo Ty to Twoja świadomość, a tego podobno powielić się nie da. Przynajmniej tak twierdzi filozofia, a fizyka zaczyna dostarczać dowodów, że świadomość jest kopiowalna. W końcu nieskończony wszechświat powinien zaoferować nam cokolwiek sobie wyobrazimy, tylko gdzieś tam daleko.
Metafory dostarczają informacji, dzięki którym eksperymentujemy na poziomie podstawowym, twierdząc przy tym, że rzeczywistość można poznać tylko empirycznie.
Nauka pozwalałaby poznawać świat w każdej jego części, chyba że żyjemy w symulacji, wtedy wszystko, co widzimy, łącznie z molekułami i neutronami, byłoby aplikacją komputerową. Programiści, którzy to zaprojektowali, mogli zostawić luki w systemie, które wykorzystane w odpowiedni sposób mogłyby posłużyć do zmiany rzeczywistości jak kody w grze lub uprawnienia administratora. Jeżeli jesteśmy zamknięci w symulacji, to szalenie kusząca jest myśl, by się z niej wydostać.
Szwedzki filozof Nick Bostrom, kierownik Future of Humanity Institute na University of Oxford oraz doktor na London School of Economics, także podchodzi poważnie do teorii symulowanego wszechświata.
„Najpierw wyjaśnię, co rozumiem poprzez termin symulacja życia przodków. Załóżmy, że istnieje cywilizacja zaawansowana technicznie, która opracowała komputery zdolne obrazować, jak wyglądało kiedyś życie. Tę historię znamy z filmu „Matrix”. W tej propozycji natomiast umysły nie zostały podłączone do komputera, tylko są częścią skomplikowanego programu, wiernie symulującego pracę ludzkiego mózgu, komórek nerwowych i synaps. Zwolennicy tej teorii nie chcą udowodnić, że żyjemy w symulowanym świecie, usiłują natomiast potwierdzić jeden z trzech scenariuszy.
Pierwszy zakłada, że cywilizacje na poziomie dzisiejszej ludzkości ulegają samozniszczeniu przed ukończeniem dojrzałości technologicznej, więc nie zbliżają się do technologii wytworzenia komputera mogącego obliczyć taką symulację.
Według drugiego, istoty w pewnym momencie tracą zainteresowanie budowaniem symulatorów przeszłości.
Trzeci zaś opiera się na założeniu, że żyjemy właśnie w takim programie. To bardzo skrajne przypuszczenia i nie ma innych, jeżeli teoria symulacji jest słuszna”.
Jeżeli odrzucimy dwa pierwsze scenariusze, możemy założyć, że istnieją cywilizacje zaawansowane technologiczne, wykorzystujące swoje możliwości do konstrukcji superkomputera. Istoty te mogą stworzyć ogromną liczbę symulacji, przeznaczając na ten cel niewielką moc obliczeniową. Po odrzuceniu dwóch pierwszych wersji należy przyjąć, że ludzi żyjących w symulacji jest znacznie więcej niż tych, którzy żyją poza nią. Musielibyśmy wtedy założyć, że zarówno nas, jak i wszystkie osoby zachowujące się tak jak my, wytworzył komputer, a prawdziwych ludzi jest tylko garstka. Ci, którzy nas stworzyli, mogliby wydawać się bogami, ale w rzeczywistości nie byliby nimi. Teoria symulacji nie ma za zadanie potwierdzić lub obalić jakichkolwiek argumentów teistycznych. Jej zadanie to proponowanie mniej radykalnych metod na stworzenie świata.
Ray Kurzweil to amerykański naukowiec, pisarz, futurolog, propagator idei transhumanizmu. Wraz z NASA i Google stworzył wydział futurologii na Singularity University. Wyjaśnia, co się stanie, jeżeli moc obliczeniowa komputerów zbliży nas do możliwości sztucznej świadomości.
„Nie wiemy, jaka jest różnica między światem rzeczywistym a symulacją. Filozofowie twierdzą, że replika inteligencji powoduje tylko symulację, ale według mnie kopia niczym nie ustępująca pierwowzorowi może być potraktowana jak oryginał. Mówi o tym teoria identyczności: »Jeżeli reprodukcja obiektu na poziomie kwantowym jest identyczna, staje się ona tym obiektem«.
Niewykluczone, że nasza rzeczywistość jest eksperymentem gimnazjalnym jakiejś istoty z bardzo zaawansowanej cywilizacji. Jeżeli ludzie będą się zachowywać jak dotychczas, nie wróżę mu dobrej oceny. Mimo wszystko żyjemy w rzeczywistości rządzonej przez prawa natury oraz określone prawa fizyczne. Możliwe, że ten gimnazjalista ingeruje w nasz świat i jeśliby to potraktować poważnie, byłby kimś w rodzaju boga, o którym czytamy w tekstach religijnych. To prawdopodobny scenariusz, przecież kiedyś inteligencja także ludziom pozwoli stworzyć wszechświaty wirtualne i nimi kierować. Możliwe też, że nasz kosmos to program komputerowy. Ustaliliśmy, że wszechświat i prawa fizyczne można odwzorować wzorami które polegają na matematyce i logice, więc teoria wszechświata jako maszyny jest wysoce prawdopodobna. Systemy filozoficzne świata zachodniego zakładają, że cząstki elementarne mają formę materialną, ale mogą służyć do przekazywania informacji. Tak się dzieje w przypadku DNA lub wzorów chemicznych. Mówi także o tym teoria strun, najpoważniejsza dzisiaj teoria na temat budowy wszechświata. Niewykluczone, że molekuły, protony i elektrony tak naprawdę stanowią odzwierciedlenie jednostek informacyjnych, z których składa się istota wszechświata. Jeżeli stale się zmieniają i są modyfikowane komputerowo poprzez symulację, to nasz kosmos byłby czymś w rodzaju maszyny”.
Czym właściwie są ludzie? Zbiorem struktur informacyjnych, czyli atomów elektronów i innych cząstek elementarnych. Niektóre rodzaje komórek zmieniają się po kilku lub kilkunastu dniach. Podobnie jest z liczbą elektronów. Jeszcze niedawno w takim razie składałem się z innych molekuł niż teraz. Wprawdzie informacje w nich zawarte uległy także zmianie, ale nadal stanowią wspólną całość. Można więc powiedzieć, że to właśnie z nich jestem zbudowany. Ray uważa, że nasz wszechświat składa się ze schematów informacyjnych i trudno mu nie przyznać racji. Według teorii Kurzwella informacje są ważniejsze niż dowód na prawdziwą rzeczywistość. Wychodzi na to, że różnica między symulacją, a potencjalnie prawdziwym otaczającym nas światem jest znikoma. Jednak teoria ta zakłada, że powstanie sztuczna inteligencja tak silna, aby zasymulować świadomość.
Pytam Huberta Dreyfusa z Berkley University o krytykę sztucznej inteligencji. Skąd się bierze przeświadczenie, że wzrost mocy obliczeniowej komputerów przybliża nas do świadomości? Dreyfus jest znanym krytykiem SI i twierdzi, że ona nigdy nie powstanie.
„Cała historia sztucznej inteligencji to obietnice. Dajcie nam więcej mocy, a zrobimy to lepiej. Ci, którzy wierzą w big data mówią tak: »Mózg ma miliardy neuronów, zróbmy coś podobnego, będziemy naśladować pracę mózgu«. To błędny argument, bo mózg potrzebuje kilku milisekund, nie przetwarza miliardów bitów w milionowej części sekundy, jak już robią to superkomputery. Jakkolwiek mózg wytwarza świadomość, nie zależy ona od mocy obliczeniowej i nie działa jak superkomputer. Tymczasem zwolennicy sztucznej inteligencji liczą, że zwiększając moc, nagle pojawi się świadomość, że komputer zacznie działać jak mózg. Niestety, to się nie uda, bo nie ma nadal na to przesłanek. Gdyby tak było, zaobserwowalibyśmy odchylenia emergentne”.
Teoria sztucznej inteligencji powołuje się na koncepcje masy krytycznej, na pewnym poziomie powinny pojawiać się zjawiska emergentne, czyli jakościowo odmienne. Dreyfus twierdzi, że jest uproszczenie i nie ma to w zasadzie żadnego związku z tym, co już wiemy o pracy mózgu lub komputerach i masach krytycznych. Silna sztuczna inteligencja nadal nie istnieje. Mózg nie osiągnął świadomości na zasadach masy krytycznej tylko za sprawą ewolucji. Zdaniem Dreyfusa oczekiwanie na osiągnięcie masy krytycznej przez superkomputery to stracony czas, bo nic się nie stanie. Twierdzi również, że neuronauka powinna skupić się na mózgu i jego pracy, który jest powolny, ale także ma coś, czego nigdy komputery nie będą miały – świadomość.
Czym w takim razie jest nieuchwytny pierwiastek świadomości, który zbliżyłby nas do konstruowania supersymulacji? George Lakoff, językoznawca amerykański i profesor na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, specjalizuje się w dziedzinie lingwistyki kognitywnej. Wyjaśnia, czym jest świadomość. Nazywa ją wcielonym umysłem.
„Świadomość nie jest umysłem. Ma ona wiele składowych, jedną z nich jest uwaga, inną pamięć, ważna jest także jedność świadomości. Wiemy, że różne części mózgu wykonują poszczególne obliczenia. Połączenia neuronowe zapewniają mu jedność świadomości. Związek myśli z ciałem polega na tym, że mózg kieruje pracą organizmu. Każde pojęcie i wyobrażenie znajduje odbicie w mózgu, ale sam mózg ich nie generuje. Źródłem myśli i pojęć są bodźce przekazywane przez ciało. Pytanie brzmi, jak to wszystko działa? Kognitywistyka i neuronauka mówi, że system wyobrażeń nie odzwierciedla dokładnie rzeczywistości zewnętrznej. Weźmy na przykład fizjologię postrzegania barw. Kolor nie jest kategorią odnoszącą się do świata zewnętrznego, to mózg i organy zmysłów przypisują obiektom barwy. Kolor sam w sobie nie istnieje, poza naszym organizmem. Kategorie, w których postrzegamy świat są pochodną naszych ciał. Na razie nauka nie potrafi odpowiedzieć na dwa pytania związane ze świadomością. Nie umiemy powiedzieć, co znaczy być świadomym i nie mamy pojęcia, jak modelować ten stan. Drugie pytanie dotyczy qualiów subiektywnych treści naszych umysłów. Nie wiemy, dlaczego czerwień różni się od zieleni i dlaczego wiolonczela brzmi inaczej niż fortepian. Być może nasz umysł nigdy nie pojmie tych aspektów, a są one kluczowe do wiedzy o świadomości, co za tym idzie zbudowania też jej modelu”.
W filmie „Matrix” główny bohater stoi przed wyborem wzięcia tabletki. Czerwona uwalnia go od Matrixa i symulacji, dzięki czemu może oglądać ponury, ale prawdziwy świat. Wybór niebieskiej pozostawia go w symulacji. Czerwona tabletka stała się ikoną popkultury jako odzwierciedlenie świadomego życia i wolności od otoczenia. Już za chwilę możemy dojść do momentu, w którym taką symulację ludzkość sama odpali. Jeżeli żyjemy w symulacji, to może właśnie świadomość jest systemem zabezpieczenia przed zagnieżdżeniem symulacji w symulacji. A wy, którą tabletkę byście wzięli?
Piotr Kiljański
Badacz trendów, ekspert na rynkach
kreatywnych, mody, designu i nowych
technologii. Dziennikarz i medioznawca.