Chwilowy stan atmosfery
„Always being in a flux creates flux.” Sissel Tolaas
Sierpień. Jeszcze przed chwilą ognista kula słońca nie pozostawiała złudzeń, kto tu rządzi. W cieniu, w bezdechu, w bezruchu. Dziś niebo sinieje, zasępia się, spada na ramiona. Zieleń pęcznieje upragnioną kroplą wilgoci, stroszy się na zmianę palety. Wiatr wciąż szeleści soczystością, choć pojedynczo wyblakły, miękko opadający naskórek nieuchronnie zwiastuje przestrój melodii. Puste ulice oddychają głęboko przed natłokiem jesiennych spraw. Przeciąg. Zapach zmiany, nieuniknionego.
Z lekcji geografii pamiętam sporo. Najmocniej pełne adrenaliny napięcie pod czarną mapą, by na usłyszaną z ust nauczycielki komendę: największy dopływ dolnego biegu Warty/przełęcze Masywu Śnieżnika/złoża węgla brunatnego, czubek wskaźnika umiejscowić prawidłowo, z milimetrową tolerancją błędu, gdzieś pomiędzy wschodnim czy północnym konturem kraju a wyrysowaną linią głównych rzek (to były jedyne widoczne współrzędne). Stres przeszywający od stóp do głów, acz piekielnie motywujący do walki, jak w sytuacji zagrożenia, z której instynktownie szukasz wyjścia. Trening dorosłego survivalu, orientacji na mapie bez wyznaczonych ścieżek. Pamiętam też wyraźnie definicję pogody: że to chwilowy stan atmosfery. Pogoda, płynna i zmienna niczym ludzka tożsamość. Czym, kim jest ów wielki (nie)obecny byt, w którym egzystujemy zanurzeni po uszy?
Rozmowy o pogodzie uchodzą za błahe small talki, wypełniacze pustej przestrzeni i lęku przed ciszą. Protestuję! Powietrze, główna scena dramaturgii życia i kapryśnej aury, jest przecież esencjonalne. Żyjemy, dopóki oddychamy rozpuszczonym w nim tlenem. Wystarczy czterominutowe niedotlenienie, a mózg umiera, a z nim całe ciało. Prana, utożsamiana z oddechem, to według hinduizmu energia utrzymująca przy życiu wszystkie istoty żywe. Ogień (słońce), ziemia, powietrze i woda – wiecznie krzyżujące się wilgotne, ciepłe, zimne i suche – cztery żywioły, którym podporządkowane jest życie na naszej planecie: ludzkie plony, podróże, myśli i humory. Ale im dalej w głąb cywilizacji, tym mniej o tym pamiętamy. Im mniej wiemy o pogodzie, tym mniej wiemy o sobie.
Czynniki środowiskowe kształtują naszą percepcję i tożsamość, to, kim jesteśmy, jak myślimy i działamy. Sissel Tolaas, światowej sławy ekspertka od zapachu i zmysłu węchu, korzenie ma następujące: poczęta na statku pomiędzy Anglią i Norwegią, wychowała się otoczona wodą i powietrzem, dryfując wśród pustki, także emocjonalnej: od norweskiego przyczółka matki ku ojcowskiej Islandii, i z powrotem. Jej rodzice nigdy nie byli parą.
Jej wyobraźnię ukształtował wzrok utkwiony w bezkres horyzontu, w głębię oceanu; tworzenie wizji lądu, nieustanna gimnastyka oka i umysłu. Jej pragnienia zahartowała wyspiarska oziębłość, wrodzony brak komunikacji wikińskich potomków, niemożność porozumienia. Pewnego dnia, siedząc na islandzkim lodowcu, pomyślała: „O mój Boże, nie mogę znieść tej natury! Tu bulgocze, tam mrozi. Albo to, albo tamto”. W poszukiwaniu nowych narzędzi komunikacji ruszyła do Polski i Rosji. Skusił ją ciepły wiatr od wschodu na policzku. I fakt, że nic o nim nie wiedziała.
Egzotyczny pomysł, by studiować w ogarniętej stanem wojennym Polsce, okazał się eksperymentem na tożsamości. I totalną redukcją, w sensie materialnym i mentalnym, bo za żelazną kurtyną nie było dosłownie nic: nawet papieru ani ołówka. Sissel szybko nauczyła się języka, był jedynym narzędziem, którym mogła się posługiwać. Polska była lekcją myślenia, niezależności i przetrwania – zarówno nauka na Uniwersytecie Warszawskim, jak i działalność w politycznym podziemiu – wyzwoleniem, poprzez ekstremalną sytuację, kreatywności:
„Nuda przychodzi, jeśli nie podejmujesz wyzwania jako człowiek. Jeśli nie rzucasz wyzwania swoim umiejętnościom i narzędziom które posiadasz, w pewnym momencie przestają funkcjonować. Twórcza sytuacja czy osoba jest bardziej złożona, z neurologicznego punktu widzenia; przetrwa dłużej”.
Wschodnie braki pokazały Tolaas, że proces jest istotniejszy niż finalny materialny produkt. Kiełkowały obserwacje z dzieciństwa: dorastając na wyspach, gdzie pogoda i zmienne stany atmosfery były elementarną częścią życia, Sissel fascynowała się niewidzialnym. Dociekała: „Ta abstrakcyjna rzecz, która nas otacza, ten ruch powietrza, czy to jedynie nicość, czy zawiera pewne informacje, które do nas nie docierają? Jeśli tak, jak możemy je odczytać, i co się stanie, jeśli je pozyskamy?” Wiatry są nieskończone, wieją z Afryki ku biegunom zimna, powodując ogromne zmiany w ludziach i środowisku. Muszą więc zawierać informacje. Tolaas, studiując chemię, zaczęła w swoim laboratorium powoływać do życia innowacyjne sytuacje atmosferyczne – eksperymenty mające prowokować do dyskusji, do zmiany myślenia o pogodzie i o świecie. Sztuczne wybuchy, huragany, słońca; wchodzące w kolizję chemiczne cząstki. Wtedy odkryła zapach. Jako podszewkę niewidzialnego, pełną substancji, informacji i działania. „To nudne, by percypować rzeczywistość głównie za pomocą wzroku i słuchu. Co by się stało, gdyby nos odgrywał kluczową rolę w komunikacji i nawigacji w naszym świecie?”.
W tradycji ezoterycznej i według wierzeń religii dharmicznych, znajdujących potwierdzenie w koncepcjach psychologicznych Junga i współczesnej fizyce kwantowej, w ciele człowieka istnieją czakry – ośrodki energetyczne, które odbierają i dystrybuują energię o wibracji właściwej dla swojej funkcji. Związana z odczuwaniem zapachu czakra podstawy, Muladhara, odpowiada za fizyczny kontakt z ziemią i absorpcję życiodajnej prany oraz oczyszczanie i prawidłowe funkcjonowanie pozostałych sześciu czakr. Zapach nawiguje nas po świecie materialnym, i po tym niewidocznym, choć równie namacalnym: łączącym emocje, ludzi i zjawiska. Tego lata dowiedziałam się, jak pachnie ścięta osika (wytrenowany na wyprawach do lasu nos mojej cioci odróżnia zapach każdego rodzaju drzewa) i że dąb kwitnie w maju, przez kilka dni w roku (dla znajomego to metafizyczna woń przygotowań z babcią do święta Bożego Ciała; zidentyfikował ją dopiero jako dorosły, czując ten zapach po raz drugi w swoim życiu).
Lakoci, naród Indian Ameryki Północnej, autochtonicznych mieszkańców tego kontynentu, wierzą, że wszechświat powstał ze zrządzenia Wakan Tanka – Wielkiej Tajemnicy, Wielkiego Ducha. Ludzie i elementy natury – zwierzęta, rośliny, skały, żywioły – nie konkurują ze sobą, lecz są ściśle spokrewnionymi częściami kosmosu. Śpiew, taniec, palenie fajki, poszukiwanie wizji i wiele innych rytuałów to sposoby komunikowania się z krewnymi. Bez tych kontaktów odosobniony człowiek nie może istnieć. Biały człowiek, potomek Krzysztofa Kolumba, wznosząc w Ameryce szańce swojej cywilizacji, zmiótł z powierzchni ziemi Indian, łączność z kosmosem, przodkami i własnymi zmysłami.
Russell Means, ostatni indiański rewolucjonista, latem 1980 roku płomiennie przemawia na konferencji ekologicznej u stóp Gór Czarnych: „Bycie jest stanem ducha, a pozyskiwanie jest aktem materialnym. Tutaj zawiera się konflikt między nami a białymi. Firma pozyskuje działkę, na której są góra i jezioro. Otwiera żwirownię. Przy użyciu żwiru powstaje droga, świat się rozwija. Biały człowiek nie odczuwa straty związanej z tym, że nastąpiło nieodwracalne zniszczenie kawałka planety – zniknęły góra i jezioro. Patrzenie na ich piękno jest satysfakcją duchową, byciem, nie wynika z niego żaden zysk, żaden rozwój. Logika stawiająca człowieka ponad naturą lub obok niej, wyjmująca go z naturalnych relacji, jakie rządzą wszechświatem, manifestuje się nie tylko w kapitalizmie, lecz także w chrześcijaństwie czy w marksizmie, definiuje całą relację Europejczyków z otoczeniem i – w ostateczności – jest ewidentnym szaleństwem. Natura zawsze powróci do równowagi, a elementy, które ją zaburzają, zostaną usunięte.”
Fizyka kwantowa głosi, iż wszystkie fizyczne formy są zewnętrzną manifestacją określonej wibracji energetycznej. Istota fizycznej materii jest wewnętrznie dynamiczna i zawsze w procesie przemian. Wszechświat widzialny ma wyraźne granice i doświadczamy go pięcioma zmysłami. Jednak na poziomie kwantowym wszystko złożone jest z informacji i energii. Różnice wizualne form wynikają z różnic krążących weń informacji i wibracji. W każdej chwili nasze pola energetyczne (aury) przenikają się ze wszystkim, co się w nich znajduje, i odwrotnie. Bezustanna wymiana informacji i energii powoduje zmiany. Wszystko, co egzystuje, jest połączone ze wszystkim.
Tolaas: „Całe moje życie towarzyszy mi nieskończona, niepowstrzymana ciekawość. To oczywiście mój napęd, ale ma to też związek z tym, jak stworzyć coś z niczego, jak sprawić, by niewidzialne stało się widzialne, jak przekształcić utopię czy fikcję w rzeczywistość. Działanie pomiędzy tym, co jest możliwe, a tym, co nie jest. Przerażające, ale fascynujące. Myślę, że nigdy nie znajdę lądu!”.
Perspektywa wyspy ukształtowała percepcję Sissel na całe życie: „Granica, granica lądu prowokuje, ale jednocześnie chroni, w interesujący sposób. Pcha cię ku temu, by iść dalej, przekraczać brzeg… bo znasz i jednocześnie nie znasz granicy. Myślisz: Och, to nie wystarczy! Tam musi być coś więcej…”.
W świecie nie ma nic statycznego. Tak jak w powietrzu i zapachu. Molekuły są w nieustannej cyrkulacji, czujesz coś, co za chwilę znika, ewoluuje, przemieszcza się. Idąc tropem Sissel i fizyki kwantowej: myśli, niczym wiatr, także muszą być strumieniami energetycznymi. Niosą informacje. I zmianę.
Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana. I fakt, że mamy na nią wpływ.
Patrzmy w siebie i w niebo.
Wyszło słońce, lato walczy o byt. Ciepłe komunikuje się z zimnym. Ku zmianie.
Agata Kiedrowicz,
kuratorka treści i projektów związanych z szeroko rozumianym dizajnem. Szczególnie interesuje ją sensoryczny wymiar projektowania oraz dizajn jako narzędzie eksploracji i krytyki rzeczywistości. Pisze, edukuje, tworzy.