o czarno-białych dziurach
Wszechświat, który do niedawna był dla nas tajemnicą, możemy już podglądać za pomocą bardzo czułych narzędzi. Fizyka kwantowa pozwala na stawianie śmiałych hipotez co do jego wieku, sposobu powstania oraz tego, co się w nim znajduje. Biblijna historia o powołaniu świata do życia wydaje się dziś tak samo anachroniczna jak mity stworzenia świata innych starożytnych kultur.
Już niewiele brakuje, a będziemy eksplorować odległe galaktyki. Wiemy i chcemy wiedzieć wciąż więcej i więcej o tym, co wokół nas. To nas pociąga, podnieca, fascynuje. A co z naszym wewnętrznym wszechświatem? Czy równie mocno angażujemy się w to, by go poznać? Czy raczej uważamy nasze wnętrze za coś bardzo odległego, dalekiego, jakiś nieznany i niebezpieczny kosmos? Piszę „my”, ludzie.
A gdyby tak teleskop Hubble’a skierować do środka… Co tam zobaczymy? Czarne dziury, które powstały podczas tzw. procesu wychowawczego w straumatyzowanych rodzinach, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie? Niekontrolowane wybuchy gniewu i agresji, spowodowane życiem wśród ludzi pełnych przemocy?
Według American Psychiatric Association traumę może wywołać przeżycie takiego wydarzenia jak wypadek komunikacyjny, pożar, eksplozja, katastrofa ekologiczna, klęska żywiołowa (huragan, trzęsienie ziemi, lawina, wybuch wulkanu) czy bycie ofiarą przemocy (wykorzystania, tortur, gwałtu, strzelaniny, zamachu, uprowadzenia). Trauma jest wynikiem przeżycia lęku, a następnie poczucia bezradności. Znakomity amerykański psycholog, Milton Erikson, uważał, że uraz pozbawia jednostkę stabilizacji psychicznej i poczucia zrozumienia tego, co było i tego, co być powinno w przyszłości.
Czy wobec tej definicji niemal wszyscy ludzie na Ziemi są nosicielami traumy? Przecież trudno powiedzieć o nas, że jesteśmy stabilni psychicznie. A czy rozumiemy nasze czyny, ich konsekwencje? Nawet sposób, w który je relacjonujemy świadczy o tym, że odcinamy się od tego, czego autorami niewątpliwie jesteśmy. Mówimy: „w wyniku zmian klimatycznych” lub „z powodu klęski żywiołowej” czy też „w związku z katastrofą ekologiczną” zginęło, zostało uszkodzonych, zaginęło, straciło dach nad głową tylu i tylu (zwykle wielu). Nie przeczytałam nigdy informacji mówiącej, że poprzez wielowiekowe niezrozumienie konsekwencji własnych działań wyrządziliśmy szkody na planecie, które spowodowały ten konkretny huragan, tę powódź, to właśnie trzęsienie ziemi. Poprzez bezosobowe komunikaty odcinamy się od bycia sprawcą, jesteśmy wyłącznie ofiarami.
Kosmiczne czarne dziury rozdrabniają i pochłaniają gwiazdy. Wpada do nich światło, by nigdy się już z nich nie wydobyć. Potocznie czarna dziura kojarzy się z otchłanią bez dna. Z depresją. Z niezaspokojeniem. Z miejscem, do którego wrzuca się różne dobra, uczucia, przedmioty, jedzenie, ale nic nie przynosi zaspokojenia. Nie daje ukojenia.
Czasem nawet słyszy się opinię, że współczesna cywilizacja jest cywilizacją czarnej dziury. Jesteśmy nienasyceni. Możemy produkować bez końca coraz to nowsze dobra, ale nigdy nie poczujemy się nimi nakarmieni. Będziemy potrzebować wciąż nowych i nowych, marzyć o coraz lepszym świecie, niszcząc ten całkiem dobry, który już mamy.
Steven Hawking uważa rozwój sztucznej inteligencji za najbardziej niebezpieczny dla przetrwania ludzkości. Prorokuje, że cybersprytne maszyny szybko mogą wyzwolić się spod władzy człowieka i zaatakować swoich twórców. Byłabym raczej zdania, że to człowiek jest dla siebie najbardziej niebezpieczny. Wszak to on chce ulepszać sztuczną inteligencję, żeby mu służyła. Do napełniania czarnej dziury bez dna.
Wiemy, że nasz wszechświat kiedyś się skończy. Nastąpi kolejny wielki wybuch lub z innej przyczyny znikniemy nie tylko my, ale cały skomplikowany system, którego jesteśmy malusieńką cząsteczką. Życie pojedynczego człowieka trwa tylko krótką chwilę. Tak bardzo nie chcemy tego dostrzec, jak do tej pory nie wyciągnęliśmy wniosków z wojen. Nie zaprzestaliśmy się zbroić i walczyć ze sobą. Nasze czarne dziury wciąż domagały się nowych terytoriów i płynących z ich eksploatacji zysków, współczesnych niewolników. Jeśli ludzie nie będą wystarczająco wydajni, wówczas zastąpimy ich maszynami, choćby za cenę własnego życia?
Czy pierwszą czarną dziurą była trauma związana z przetrwaniem w zimnie i wśród dzikich zwierząt? Te lęki później mnożyły się i nakładały na siebie. Jesteśmy potomkami osób straumatyzowanych, którym wojny, zabory, reżimy, rewolucje odbierały komfort spokojnego, w miarę dostatniego, życia. Ale przecież to my sami stworzyliśmy taki świat. Co wiemy o naszych czarnych czeluściach? Czy orientujemy się, ile już do nich wrzuciliśmy i jakim kosztem to robimy? Prawdopodobnie bardziej orientujemy się w tym, co dzieje się w kosmosie, niż w tym, co dzieje się w nas.
Straumatyzowany rodzic będzie, nieświadomie i poza swoją racjonalną wolą, przekazywał dziecku informację, że świat nie jest dobrym miejscem do życia, a człowiek nie może się w nim czuć bezpiecznie. Że trzeba zmieniać i świat, i siebie, że za wszelką cenę należy się chronić. Mały człowiek dowie się, że nie jest dobry i właściwy, taki jak się urodził, że będzie musiał starać się udoskonalać, przekraczać własne możliwości. W miejscu, które powinno zostać wypełnione miłością i akceptacją, już od poczęcia, a może jeszcze przed nim, powstaje dziura.
Kosmiczne czarne dziury do niedawna uważane były za przejście do innych wszechświatów. Starzejąc się, zamieniają się w białe dziury. Naukowcy przypuszczają, że wówczas emitują energię, którą wchłonęły. Niedawno uważano, że są łyse. Teraz wiadomo, że mają włosy, czyli wiązki energii, którymi czepiają się wszechświata. Niby nie ma z nich ucieczki, ale fizyka kwantowa zakłada, że jednak może wydostać się z nich zarówno materia, jak i informacja. Można założyć, że skoro powstały, to wszechświat ich potrzebuje. Ale czarne dziury, które pojawiają się w psychice nam nie służą. Z dużą dozą pewności można powiedzieć, że przysłużyły się bardzo cywilizacji. Być może bez nich bylibyśmy spokojnymi plemionami pastersko-łowieckimi, które nie walczą ze sobą tylko współpracują, a konflikty załatwiają na drodze mediacji?
Ludzie, którzy wypierają istnienie swoich czarnych dziur, chorują. Statystyki alarmują, że w Polsce depresję ma około 8 milionów osób, a może więcej, bo nie wszyscy chorzy zostali zdiagnozowani. To dużo jak na 38-milionowe państwo. Najczęściej depresja jest leczona farmakologicznie. Niewielu pacjentom zaleca się psychoterapię, która pozwoliłaby na zaobserwowanie tego, jakim nakładem sił i kosztów chory ją zapełnia. A przecież depresja to nie jedyna choroba psychiczna. Są jeszcze manie, nerwice, dysfunkcje osobowości. Ale jest dla nas nadzieja! Otóż, gdy już dojdzie do poznania tego tajemniczego obszaru, można zacząć żyć coraz bardziej świadomie. Przestać nadmiernie pić, jeśli się to robiło, albo brać narkotyki, które koiły nieprzyjemne odczucia płynące z psychicznej otchłani. Można przestać gonić za sukcesem, osiąganym bez względu na koszty, zacząć biegać, śmiać się i spotykać z ludźmi, nie po to, by z nimi konkurować i przed nimi przechwalać, ale po to, by się nimi (i z nimi) cieszyć. To daje też możliwość odzyskania czasu traconego dotąd na portalach społecznościowych albo w coraz bardziej gigantycznych centrach handlowych, gdzie wiele osób bezskutecznie poszukuje własnej tożsamości. A przede wszystkim można zacząć inaczej opiekować się dziećmi, obdarzając je prawdziwą miłością, by już nigdy więcej w wewnętrznych wszechświatach nie pojawiły się czarne dziury. To naprawdę byłby cywilizacyjny przełom na miarę odkryć kopernikańskich.
Właśnie zdałam sobie sprawę, że dla niektórych to, co tutaj piszę, to dopiero może być kosmos!
Ewa Konarowska,
dziennikarka, przez wiele lat związana z pismami kobiecymi. Współautorka popularnych poradników psychologicznych: „Chcę być kochana tak jak chcę” i „Po co mi ten facet?”. Warszawianka, która z wyboru mieszka w Poznaniu.