sza sza sza moc
Wszystko mi mówiło:
– nie pisz tego,
– nie pisz tego,
– nie pisz tego, a najlepiej nawet o tym nie myśl,
– później, jeśli już to napiszesz, wyrzuć z głowy, z pamięci, poszatkuj na kawałki, wrzuć na kompost, niech się przetrawi,
– nie publikuj,
– nie publikuj,
– nie publikuj.
Awantury domowe, ciche dni, niewypowiedziane żale, podchody, rozłożone książki do przerobienia. Już w korekcie tekst powinien być, a ja z worem skarbów połyskujących i mchem porośniętych, fałszywych pereł, kryształków i innych paciorków, co już dawno utraciły swoją prawdę.
Nie chcę tego tematu z rąk wypuszczać, choć jeszcze szukam wymówek i pretekstów, by dłużej przetrzymać go w bezpiecznym cieple brzucha, w za dużej bluzie, zbyt obszernym swetrze, podpasanego wełnianym pasem na korzonki. Wszystko, żeby tylko łatwo nie oddać, nie wypuścić pochopnie, bo rozpłynie się w mig i nic nie powstrzyma znikania, tak ulotne to są opowieści, tym bardziej, jeśli samemu się ich nie doświadczyło, a tylko zbiera się nieswoje relacje.
Kalibracja
Do Buriacji daleko – coś ponad 10 tysięcy kilometrów. Poznań – Moskwa, szerokie tory kolei transsyberyjskiej, siedem stref czasowych, a następnie Ułan Ude, a jeszcze dalej o dzień drogi – Czyty. Bębny, błękitne szale, trans, bałagan i zamieszanie. Dary ofiarne, barany, datki, słodycze, herbata, kawa, wódka. Tak to widzę oczami wyobraźni… i, jeśli wszystko dobrze pójdzie, taka podróż się wydarzy i wtedy to, co wyobrażone nałoży się z tym prawdziwym obrazem i jeden wbuduje i wzmocni drugi.
W tej bajce nie ma żartów i poczucia humoru, dużo tylko niezrozumienia, domysłów, dziwności, a nawet czegoś niepokojącego.Taka opowieść buduje się latami, a pamięć do szczegółów ważna jest i potrzebna, bo jak inaczej nadawać znaczenie zwyczajnym rzeczom, snom, przeczuciom, niewczesnym odkryciom? Trzeba je przecież wyłuskać z mroku, polerować, chuchać i oglądać czule po wielekroć. A nuż ukaże się ten przebłysk, ta myśl – nie poprawiać.
Zanim rozpoczęłam tę opowieść, zdarzyło się parę rzeczy. Jedną z nich byłą wystawa Pawła Bownika „Rewers” w poznańskim CK Zamek, a na niej fotografia tej jedynej w swoim rodzaju szamańskiej szaty. Kołtun skrawków, jakby ileś warstw ubrań, ozdobiony czy kompletnie konstruowany ze wszystkiego, czemu można nadać znaczenie, skręcone z wielu sznurki, wstążki, pióra, futro z nie wiadomo jakiego zwierzaka, zaklęcia, koronki strachu lub odwagi, litanie, akty strzeliste i splunięcia – pierwszy kontakt z niepokojącą mocą, artefaktem nie do rozpoznania, nie kojarzącym się z niczym, co moglibyśmy znać. Do tego opowieść Pawła, jak szatę złożoną w muzealnych magazynach mu udostępniono do sfotografowania, tak by najlepiej jej nie dotykać. Nikt nawet nie chciał tego robić ze strachu, a ten, co się odważył, ciężko zachorował. Odchorował ten akt i sam Paweł, choć nie dotykał, patrzył tylko. Może za długo i jeszcze uwieczniał całość aparatem ogromnym, a następnie wydrukował w skali większej niż prawdziwa, gdzie nitki splotów można policzyć i poprzekładać, jeśli ktokolwiek by się odważył rzecz jasna.
Szaman
Wyobrażenie szamana/szamanki pochodzące nie wiadomo skąd, utkane z niepamięci.
Niezrozumiałe rytuały
przedmioty ofiarne
rozwiany potargany włos
przeszywający wzrok
postrzępione szaty
niepowstrzymany śmiech
niezrozumiały język zaklęć
gardłowy dziki śpiew
dzikość bez stylizacji
przybrudzona stepem
pochylony nad ogniem
przystrojony kłem, piórem, futra strzępem, krwią.
Wizja ta prawdopodobnie bierze swój początek z filmów o kowbojach i Indianach, tam zwykle była mowa o szamańskich rytuałach lub o namiocie szamana. W rzeczywistości szamani, a raczej grupy etniczne wyznające szamanizm, choć odległe geograficznie, są ze sobą powiązanie genetycznie, jakby mórz i oceanów je oddzielających nie było.
W opowieściach Jacka Hugo-Badera, autora książki „Szamańska choroba”, zamiast lęku i obaw przed samym szamanizmem jest dużo o lęku i cierpieniu szamanów. Niemal w każdym opisywanym przypadku widzimy jakiś bunt młodego przed dziedzictwem swego rodu, opór i niezgodę, cierpienie, a nawet próbę ucieczki przed wyrokiem tradycji i przeznaczenia.
„Szamani przede wszystkim są lekarzami, bywa, że także duchowymi przywódcami społeczności , w których żyją, czasem kapłanami, nosicielami świętych tradycji, znawcami mitologii, nauczycielami, a często także jasnowidzami i wróżbitami.”
„Problem z szamanizmem polega na tym, że to nie jest religia. Tylko najbardziej pierwotny system wierzeń, najstarszy etap ewolucyjnego rozwoju religii. Antropolodzy te najwcześniejsze formy religijności nazywają animizmem, od łacińskiego „anima”- powietrze, duch, oddech, życie – bo ich wyznawcy wierzą, że każda istota ze świata roślin i zwierząt, a także takie twory natury jak rzeki, góry skały, nawet najmniejszy kamień, las, tajga, miejsce po prostu – są żywe i mają duszę. Duszę może mieć nawet coś tak chwilowego i nieuchwytnego jak ogień, płynąca woda, piorun i wiatr.”
Cyt. Jacek Hugo-Bader „Szamańska choroba” str. 25, HBM Hugo Bader Media
„Szaman”
Spektakl reporterski w warszawskim Teatrze Warsawy według scenariusza Moniki Mariotti i Aruna Milcarza został oparty na własnych doświadczeniach autorów i wyreżyserowany przez Monikę. Zaprasza on nas do na ogół niedostępnego świata syberyjskich szamanów.
Ta opowieść tylko i aż potwierdza lub otwiera to, co pozamykaliśmy w sobie. Szamanem się nie zostaje. Nawet tam gdzie szamanizm jest żywy, nikt nie ośmiela się urządzać kursów czy warsztatów szamańskich, bo to w ogóle nie jest kwestią decyzji.
A po każdym spektaklu do Moniki przychodzą ludzie z takimi pytaniami, chętni do wejścia w ten świat. Szaman, podobnie jak lekarz, nie przychodzi do ludzi, to człowiek musi wykonać ten krok. Nigdy też nie reklamuje się, że jest szamanem, nie oferuje niczego. Ten, kto ma problem, szuka szamana, więc obecne zainteresowanie tym tematem świadczy tylko o pewnej modzie, a co za tym idzie, o komercjalizacji tego zjawiska. Wszystkie warsztaty, stowarzyszenia, poszukiwanie zwierząt mocy, tzw. przebudzenie to nasza europejska wersja, oparta na naszym wielkim ego.
Udaliśmy się więc z prostym pytaniem do autorów tego spektaklu – już nie o szamanizm, a raczej o moc. Gdzie jej upatrywać? W czym ta moc prawdziwa i najważniejsza?
- Moc największa to na pewno miłość, ta uniwersalna – dbanie, pomoc, rozwój. A my, choć porzuciliśmy naszą wrodzoną wrażliwość, która dawniej dostępna była każdemu, tak teraz szukamy nowego dostępu do siebie. Nie traćmy z oczu, uszu i uczuć żadnych znaków, tej intuicji, snów, przeczuć, odruchów. Wszystko może mieć znaczenie w interpretacji symboli, jakkolwiek początkowo zdawałyby się absurdalne. Jak mówi Monika, szaman zawsze trzyma opowieść blisko ziemi, nie powie nigdy, że masz tę moc, tylko, że jest coś do przerobienia. My, ludzie Zachodu, chcielibyśmy mieć kontrolę nad wszystkim, być silniejsi, zrozumieć innych, żeby mieć jeszcze wiekszą kontrolę.
W tej historii nie ma uśmiechniętych twarzy. Człowiek, który pracuje nad historią swojego rodu, chorobą, raczej nie ma powodu do uśmiechów. Do szamana trafiają już tylko tacy na tzw. ostatnich nogach – co też pokazuje, że szamanizm przychodzi do głowy, kiedy już wszystkie inne środki i metody zostały wyczerpane.
Jak zacząć?
Wierzyć w Moc.
Bazą będzie tu znajomość przodków i drzewa genealogicznego.
- Ja w swoim drzewie za daleko nie doszłam, ale to ja jestem tą, która musiała wszystko wyjaśniać i posprzątać. Szaman powiedział mi, że największym problemem w mojej rodzinie jest zapomnienie. Prababcia, babcia, mama – wszystkie po kolei. Historia, którą badałam, pokazała, że miały swoje powody, żeby tego nie robić, a ja teraz to odkręcam – mówi Monika. Odprawianie rytuałów oczyszczających, uwalniających – jeden, drugi i kolejny i tak doszłam do pra- pra- dziadków.
– W Buriacji nie ma w domach sztuki, jaką znamy. Jedyne obrazy mające rację bytu to właśnie bogato zdobione drzewa genealogiczne, z opisami, złoceniami. Im dalej sięgasz w swoje pokolenia, im lepiej znasz swoje korzenie, tym większą masz moc. Taki płynie wniosek z pierwszych pytań szamana. I nieważne jak daleko sięgniesz, ważne, że w ogóle to robisz. Czuję, że z każdym wymienionym z imienia dochodzi jakiś ślad mocy. Nie wiedząc nawet o tym, już uruchomiliśmy litanię wzmocnień, przez ich wspomnienie, uwagę, poświęconą im chwilę ciekawości, szacunku i skupienia. Czy ta litania połączy się z szamańską, czyli pierwotną mądrością?
Wydobycia z niebytu ludzi, dzięki którym my dostaliśmy szansę i nie jesteśmy już tylko pyłem kosmicznych pierwiastków, ale trochę też tych genów i ducha w sobie niesiemy, jak i nasi poprzednicy, co niczego nie mogli w naszej sprawie założyć.
Po rozrysowaniu wstępnych map zadziwiająco krótkie są pędy tych drzew rodzinnych, co tylko do pradziadów sięgać mogą, a dalej, choćby potop, na razie nic. Trzeba tu jednak włożyć jeszcze sporo wysiłku, by chociaż o jedną gałązkę dalej podpędzić, dzięki tym, co pamiętają i mogą coś wnieść. Nie zawsze są to ci najstarsi, a raczej ci, którzy chcą pamiętać, rozumieją sens tych powiązań, korzystają już z tej mocy.
- Bojatsa nielzia
Nie wolno się bać.
Nigdy się nie bój.
Codziennie powtarzaj to sobie po wielekroć.
To najważniejsza zasada – i już zaczynasz leczyć swoje traumy. W każdym rodzie jest jeden człowiek, który zaczyna odkręcać historię, dąży do wyjaśnień energetycznych zagmatwań i napięć – staje wobec nich i ma siłę mierzyć się z nimi.
Dla samego „szamana” nawet to słowo jest obraźliwe, a spotkanie z nim? Może być bardzo niejasne. Lepiej nie mieć planu, ani oczekiwań. Czasem nawet nie dostaniemy żadnej informacji, szaman ma do załatwienia dużo innych rzeczy oprócz pomocy udzielanej innym. Najczęściej ma rodzinę, gospodarstwo, zwierzęta i wiele takich samych problemów, jak większość ludzi, którzy u niego szukają pomocy.
Tam naprawdę nikt nie chce być szamanem, niestety nieszczęścia, choroby i inne znaki wskazują, że nie ma innego wyjścia. A niektórzy nie wiedzą, jakie jest ich przeznaczenie i męczą się latami.
Widzenie snów, jasnowidzenie, to znaki, które dość jednoznacznie pokazują tę drogę. Mówi się, że tam gdzie szamanizm ma się dobrze, nie ma sierot i nie ma chorób psychicznych – są dzieci bez rodziców i są ludzie, którzy widzą więcej, resztę bierze na siebie rodzina, klan, plemię. Depresje, choroba dwubiegunowa, schizofrenia to szamańskie choroby, choć tam gdzie obecny jest szamanizm, inaczej się je widzi- na Syberii, w Afryce, Ameryce Południowej, na wszystkie tego typu przypadłości – bębny.
Nasza moc według Szamanów to:
- koncentracja,
- pokora,
- pomoc,
- izolacja: odgradzanie się od innych ludzi, by uniknąć ich wpływu – zarówno negatywnego jak i pozytywnego. W zachodniej kulturze chcemy być tacy fajni i bliskie kontakty są cenione, na wschodzie myśli się o tym inaczej.
Jeśli przychodzimy z intencją – jest szansa na odpowiedź. A pytania mogą być najróżniejsze, nie tylko o kwestie zdrowia, ale też dociekanie np. dlaczego spalili mi samochód. Szaman zadaje do domu różne zadania, często nie daje gotowych odpowiedzi, bo to my sami musimy pokonać naszą ścieżkę. Jest to rodzaj pokuty, bez spełnienia, której nie można spodziewać się żadnej poprawy. Warunek własnego wkładu, zaangażowania, poświęcenia jest tu kluczem do uzdrowienia. W ciągu całego życia towarzyszą nam znaki i sygnały jednak często nie potrafimy już ich odczytać.
Dziś wiemy od historyków, że istniało przejście przez Cieśninę Beringa z Azji do Ameryki. Elementy szamanizmu znane są w wielu częściach świata. Wiemy już, że to nie baśń.
Nasza indywidualna moc według szamanizmu bierze się z tych pytań:
Skąd jesteśmy?
Kim jesteśmy?
Po co tu jesteśmy? (A nie „dokąd dążymy?”).
Odpowiedź może nam zająć dużo czasu, Monika codziennie medytuje nad pytaniem – po co tu jesteś? – Odpowiedź jest gdzieś daleko przede mną – twierdzi.
Mentalną różnicę można pokazać na przykładzie właśnie wypadku samochodowego. W naszym rozumieniu dojście do jego przyczyny rozwiązuje sprawę. Jeśli to była awaria przewodu hamulcowego – to wszystko jasne, sprawa zamknięta. Na wschodzie takie wyjaśnienie staje się dopiero początkiem dociekań, bo problem jest według szamanizmu poza hamulcami, a one są jedynie wskazówką, symbolem. Logika jest więc zupełnie inna. Pytanie brzmi: dlaczego to się w ogóle stało?
Podobnie z dociekaniem swojej historii rodowej – narysowanie drzewa jeszcze niczego nie przesądza i nie załatwia, to jest dopiero początek do wnikliwego obserwowania znaków i sygnałów. Trzeba obserwować sny, kolekcjonować przypadki, być uważnym, nie dramatyzować i nie ekscytować się nadmiernie, bo to długa droga. Pokory.
___
tekst: Światosława Sadowska
ilustracje: Olga Korcz
opieka artystyczna: prof. Krzysztof Molenda Piotr Marzol
okładka: Olga Korcz, Piotr Marzol projekt oraz skład: Piotr Marzol
ilustracje oraz koncepcje graficzne: Michalina Nowacka, Marta Jaśkowiak, Weronika Kalemba, Maciej Waleszczyk, Helena Malczewska, Olga Korcz, Patrycja Walczak, Gabriela Patro, Kasia Wit