Top
Będę robił wszystko – TUU
fade
801
single,single-post,postid-801,single-format-standard,eltd-core-1.0,flow-ver-1.3.1,,eltd-smooth-page-transitions,ajax,eltd-blog-installed,page-template-blog-standard,eltd-header-standard,eltd-fixed-on-scroll,eltd-default-mobile-header,eltd-sticky-up-mobile-header,eltd-dropdown-default,wpb-js-composer js-comp-ver-4.12,vc_responsive
grabek3

Będę robił wszystko

Skąd bierze się pomysł na płytę? Znienawidzone przez muzyków pytanie. A przecież odpowiedź może być piękna. U Wojtka Grabka, zwanego po prostu Grabkiem, wszystko zaczęło się od zdjęcia Ziemi i Księżyca widzianych spomiędzy pierścieni Saturna, zrobionego przez sondę Cassini. A potem był zeszyt nutowy, nagrania w piżamie i tak wypełnił się „Day One”.

 

Opis z Wikipedii oznajmia: polski multiinstrumentalista, kompozytor, twórca muzyki elektronicznej. Kim według Grabka jest Grabek? Lubię upraszczać sprawy. Odpowiem więc, że jestem po prostu muzykiem. Nie zagłębiam się w to, czy jestem bardziej instrumentalistą, wokalistą czy producentem – to są technikalia. Od samego początku staram się odnaleźć wśród różnych etykiet, które stopniowo się do mnie przyklejają, raz nawet bezskutecznie próbowałem coś usunąć na Wikipedii. Porównywano mnie już do Thoma Yorke’a czy do Radiohead – oczywiście bardzo ich cenię, ale jeśli miałbym optować za jakąś etykietą, to wystarczy po prostu muzyk.

 

Nie dajemy się zbić z tropu tym skrótowym podejściem do sprawy. Podsyca ono wręcz naszą dociekliwość. Nurtuje nas szczególnie sześcioletnia twórcza cisza, która zapadła u Grabka po pierwszych dwóch płytach. Pomiędzy drugą a obecną płytą nie robiłem nic związanego z muzyką. Sparzyłem się trochę na moich wyobrażeniach wobec show-biznesu. Miałem w głowę bajkę, że to wszystko jest takie piękne, ludzie cię kochają, media cię kochają, ale czar szybko prysł. Poza tym jestem bardzo rodzinnym człowiekiem. Dwunastoletnia córka Grabka na spotkanie przyszła razem z tatą. Możliwe, że niekoniecznie z własnej woli, ale radzimy sobie i w miłej atmosferze prowadzimy naszą rozmowę. Czasem tylko Lili badawczo spogląda na ojca, czy jest pewien, że chce powiedzieć, to co mówi. Nie chciałem obudzić się w wieku czterdziestu paru lat i stwierdzić, że nie znam swojego dziecka, bo nie było mnie w ważnym okresie jej dorastania. Następuje dłuższa pauza, chwila namysłu… I żona. Tak, żona jest ważna. Ewidentnie w tej sześcioletniej przerwie musiałem sobie pewne rzeczy w głowie poukładać. Śmiech. Dzięki temu do trzeciej płyty podchodzę z zupełnie innym nastawieniem. A właściwie bez nastawienia i bez oczekiwań. Oczywiście mam pewien plan, ale jest on bardzo organiczny. Nie mam parcia na scenę, na media. Nie buduję w głowie żadnej wielkiej trasy koncertowej, jak to miało miejsce przy poprzednich płytach. Wydaje mi się, że zrobiłem fajną rzecz i chciałbym, żeby dotarła do jak największej liczby osób, ale najlepiej własnym torem. Nie wiem, czy to się uda. Żyjemy w dziwnych czasach, potrzebujemy określonych etykiet, żeby wiedzieć, co kupić i czego posłuchać, co jest OK, a co nie. Nie wiem, czy taki niemedialny i nieradiowy Grabek się w to wpisze.

 

Uspokajamy Grabka, że TUU na pewno się wpisze i znajdzie wygodne miejsce na stronach magazynu. Mimo że sam chciałby poprzestać na słowie „muzyk”, nalegamy, aby odpowiedział na pytanie, jak określiłby muzykę, którą tworzy. Długo nie wiedziałem, jak ją nazwać, ale na szczęście już wiem, co robię. Śmiech. To post classical experimental ambient. Otwieramy szeroko oczy i prosimy o wyjaśnienie każdego elementu krok po kroku. Post classical wynika z tego, że moją edukację muzyczną zacząłem standardowo – od szkoły muzycznej w Katowicach, w której zresztą od 53 lat uczy moja mama.Tam wszedłem na ścieżkę skrzypiec, liznąłem trochę pianina, ale skończyłem na szkole średniej. Jak mówiła moja mama, byłem bardzo zdolny, ale też strasznie leniwy. Badawcze spojrzenie Grabka na córkę, czy słucha tego fragmentu rozmowy. Nie słucha. Uff. Mama nie widziała mnie dalej w reżimie, który czeka każdego muzyka klasycznego. Poświęciłem się więc językom obcym i skończyłem studia na skandynawistyce. Miałem chyba 16 lat przerwy od skrzypiec. Post klasycyzm odnosi się do tego, że jednak, mimo lenistwa, bardzo dużo wyniosłem z klasycznej edukacji muzycznej. Fascynuje mnie minimalizm. Góreckiego uwielbiam od najmłodszych lat. Nie pamiętam tego, ale mama wspomina, że mając trzy lata, siedziałem przed telewizorem i oglądałem jego wykonania z rozdziawioną paszczą, nie wiedząc nawet, co oglądam. Mamy już post classical i z niecierpliwością czekamy na rozwinięcie dwóch pozostałych terminów. Experimental, bo łączę różne wątki – muzykę klasyczną z elektroniczną. Nie mam wykształcenia kompozytorskiego, po prostu tworzę tak jak czuję. Nie patrzę na to, czy w danym miejscu powinien się pojawić bridge czy inny element utworu. Ambient z kolei rozumiem jako przestrzeń i nastrój.

 

Jeszcze przed rozmową dowiadujemy się, że kosmiczna fotografia zainspirowała Grabka do nagrania trzeciej płyty, ale nie wiemy, co skłoniło go do nagrania pierwszej.

Do muzyki, po 16 latach ciszy, wróciłem trochę z zarozumialstwa. Słuchałem bardzo dużo i wydawało mi się, że chyba potrafię lepiej. To był pierwszy bodziec. Nie brzmi to pewnie najładniej, nie jestem z tego specjalnie dumny, ale jestem szczery. Z kolei do nagrania trzeciej płyty zmobilizowała mnie żona. Widziała, że coś mnie męczy. A ja owszem, przez tych kilka lat przerwy miałem dużo pomysłów, ale nie potrafiłem ich skanalizować. Na moje 40 urodziny żona zorganizowała nam wyjazd na Islandię, bo jestem zakochany w tamtejszych artystach, mistrzach 60-sekundowych reverbów. I tam na miejscu sprezentowała mi zeszyt nutowy.

 

Podsumowujemy wspólnie z zadowoleniem, że oczywiście wszystko dzięki żonie. Choć okazuje się, że do powrotu Grabka na scenę przyczynił się również fotograf Szymon Brodziak. 

Po jednym z moich koncertów Szymon podszedł i skomplementował mój występ i wymieniliśmy się telefonami. Jak to u mnie bywa, nastąpiło sześć lat przerwy. Śmiech. Ustalamy jednogłośnie, że Grabek to człowiek pauza. I to taki, który pomiędzy płytami nie zajmuje się muzyką. Za to tłumaczy z angielskiego i duńskiego na polski i odwrotnie. Na szczęście w zeszłym roku Szymon zaprosił mnie do uświetnienia muzyką wernisażu jego fotografii w Kazimierzu Dolnym. A ja zaprosiłem do współpracy Maję Koman. Głównie dlatego, że jest niezwykle utalentowaną wokalistką, ale też dlatego, że miałem już dość moich dotychczasowych utworów w oryginalnych aranżacjach. Straszna nuda. Przearanżowałem je więc na wokal Mai i moją elektronikę.

 

Najnowsze utwory Grabka powstały w jego własnym studio, które wybudował, żeby o każdej porze dnia i nocy, nawet w piżamie, móc coś nagrać. Sam zagrał, nagrał, zmiksował i wyprodukował całość „Day One”. Naszą uwagę zwrócił wyróżniający się na tle instrumentalnej całości jeden utwór wokalny.

Napisałem go w ciągu 10 minut i uważam, że to jest najlepszy tekst, jaki w życiu stworzyłem. Początkowo chciałem, żeby trzecia płyta była wyłącznie instrumentalna, ale uznałem, że ten utwór muszę na niej umieścić, bo prawdopodobnie już nigdy nie napiszę tak dobrego tekstu. Ogólnie uważam, że ta płyta po prostu mi wyszła, choć żona twierdzi, że mówienie w ten sposób stawia w złym świetle moje dotychczasowe dokonania. Śmiech. Mimo braku oczekiwań, trochę się obawiam tego, co będzie się działo dalej. Po sukcesie pierwszej płyty sodówa do głowy uderzyła. Chciałem jeździć po świecie, dawać koncerty. Po każdym występie czy audycji radiowej sprawdzałem, ilu mam dodatkowych fanów na Fb. To życie było jak narkotyk. Dla mojej rodziny to nie był przyjemny czas, bo podchodziłem do całej sytuacji bardzo egoistyczne.

 

W obawie, że Grabek mógłby zrobić kolejną kilkuletnią pauzę, szybko pytamy o jego dalsze plany. 

Najpierw premiera płyty, na stronie mojej wytwórni 090318.pl, a do tego oczywiście Spotify, iTunes, Deezer, itp. Potem pojawi się kolekcjonerskie wydanie płytowe i koncert premierowy w Meskalinie. W kwietniu zamierzam też wydać epkę z czterema lub pięcioma utworami i bardzo chcę nagrać krążek z Mają Koman. Myślę, że to tylko kwestia znalezienia wspólnego czasu. W trakcie tych wszystkich muzycznych działań na pewno będę kontynuował prace związane z moim wykształceniem filologicznym. Przy trzeciej płycie nauczyłem się ciekawej rzeczy. Przez jakiś czas jestem sobie artystą, potem ściągam czapeczkę artysty, nakładam czapeczkę osobnika, który siada przed komputerem i miksuje. A potem mogę też nałożyć czapeczkę tłumacza. Uważam, że nie ma jednego sposobu na bycie twórcą.

 

Kończymy. Po kilku godzinach rozmowy czas nałożyć czapeczkę taty i ruszyć do domu. Trzymamy Grabka za słowo, że po marcowej premierze nie utonie w wodzie sodowej.

A czytaliście manifest, który zamieściłem na stronie internetowej? Nie? Przeczytam Wam. Nawet moja żona, która jest pisarką powiedziała, że ładnie napisałem.

 

Rozmawiając jakiś czas temu z pokrewną duszą, doszliśmy do wniosku, że sygnowanie sztuki własnym nazwiskiem to odważny krok – pozbywasz się kryjówki, jaką czasami bywa pseudonim. Moje poprzednie płyty: EP „mono3some” i dwa albumy „8″ (Polskie Radio) i „duality” (Kayax) owszem – sygnowałem własnym nazwiskiem – jednak traktowałem Grabka jak kogoś mi obcego: Grabek nominowany do Fryderyka, Grabek zagra na Open’er Festival, Grabek pojawi się podczas Męskiego Grania, Grabek wystąpi jako support Olafura Arnaldsa, Grabek zagra u Kuby Wojewódzkiego, Grabek to, Grabek tamto…

Z wydaniem trzeciej płyty nadszedł czas, abym zaczął mówić o Grabku w pierwszej osobie. „Day One” to płyta z najbardziej osobistą muzyką, jaką w życiu napisałem; to opowieść – praktycznie bez słów – o bardzo konkretnie umiejscowionych w czasie narodzinach; opowieść o początkach nowego – bolesnych, pięknych, czasami trywialnych, czasem chaotycznych. Czy chcę tą płytą odciąć się od mojej muzycznej przeszłości? Nie wiem. Chyba nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Wiedzcie jedno: wraz z „Day One” daję Wam nie „Grabka” lecz siebie – bez trzeciej osoby, bez aury tajemniczości, bez całej tej niepotrzebnej otoczki. To będę ja i mój „Dzień Pierwszy”.

znajdź całość TUU