Tuu mieszkają muzy
Po raz pierwszy zobaczyłem ten teatr w trakcie wycieczki szkolnej do Odessy. Miałem wtedy 15 lat. Stanąłem przed gmachem, kompletnie oniemiały, i pomyślałem, że może kiedyś, za wiele lat, to by było coś – zadyrygować tamtejszą orkiestrą. Nigdy bym nie przypuszczał, że w wieku 22 lat zadebiutuję w Teatrze Opery i Baletu w Odessie.
Każdy muzyk wie, że to jeden z najlepszych teatrów na świecie. Dyrygowali w nim najwięksi kompozytorzy: Piotr Czajkowski, Nikołaj Rimski-Korsakow, Siergiej Rachmaninov. Śpiewali genialni: Fiodor Szalapin, Enrico Caruso czy jedna z najlepszych interpretatorek partii Pucciniego Sołomija Kruszelnyćka. W odeskim teatrze zakończył swoją koncertową działalność Ferenc Liszt. Uwielbiali ten gmach niemal wszyscy – po operze do dziś krąży historia, że Piotr Czajkowski, kiedy przyjechał do Odessy zadyrygować „Dziadka do Orzechów” i dowiedział się, że w teatrze nie ma czelesty, po prostu ją zakupił i podarował operze. Instrument ten wykorzystywany jest do dziś.
Odessa była niegdyś częścią Imperium Rosyjskiego, teraz należy do Ukrainy, ale od zawsze funkcjonowała na swoich zasadach, wytwarzając też swoistą kulturę. Jako perła Morza Czarnego musiała więc posiadać teatr godny swojego blasku. Wybudowano go w 1810 roku, a po pożarze 1873 r. odbudowano w stylu neobarokowym, wzorując się na operze drezdeńskiej i kultywując starą tradycję konstrukcji teatrów operowych. Na początku XX wieku miał miejsce kolejny pożar – w tamtych czasach było o nie bardzo łatwo. Wystarczy sobie wyobrazić, jak wyglądało wówczas życie w teatrze. Zamiast żarówek wszędzie używano świec, widownia grała w karty, a w orkiestronie można było palić papierosy. Dopiero kilkadziesiąt lat temu nastąpiły zmiany, które nadały kształt dzisiejszemu życiu opery.
Dla mnie jest to nie tylko jedna z najbardziej niesamowitych sal operowych pod względem akustyki, ale w ogóle jedna z najświetniejszych sal koncertowych. Nawet na ostatnim balkonie słychać szept ze sceny. Dzięki takiej akustyce orkiestra może zbudować idealne piano. Dodatkowo akustyka pomaga wyrównać balans, zamaskować ewentualne niedokładności. W nowych teatrach, jak np. Elbphilharmonie w Hamburgu, akustyka nie ma litości dla muzyków. Każdy grając, czuje się, jakby był nagi. Cały zespół musi być idealnie przygotowany, nie ma mowy o słabym ogniwie. Co ważne, jest to również doskonała sala dla śpiewaków. Orkiestrę można zawsze ściszyć, zgłośnić – jednym słowem, dopasować. Natomiast, jeśli chodzi o wokalistów, liczy się komfort śpiewania. Jest mnóstwo tzw. „suchych” teatrów, w których dźwięk się nie niesie i śpiewacy muszą się naprawdę mocno wysilać. A w Odessie głos brzmi idealnie. Ta opera ma wszystko – i akustykę i architekturę. Na dodatek nad sceną wbudowane są organy. To niezwykle rzadkie w przypadku teatrów operowych.
Mając całą tę historię za plecami, można sobie wyobrazić, co czułem, kiedy jechałem do Odessy na pierwsze próby do opery „Carmen”. Po pierwszych kilkunastu taktach, kiedy usłyszałem akustykę, myślałem, że oszaleję. Można było wycisnąć z orkiestry niebywałe piano, a i tak wszystko pozostawało słyszalne. Opera w Odessie to jedna z najlepszych sal koncertowych, w jakiej dyrygowałem. Wchodząc do każdego teatru, czujesz jakąś specyficzną atmosferę, ale w tym konkretnym wiesz bez wątpienia, że mieszkają muzy. Rozmach architektury robi wrażenie nawet bez znajomości historii i wiedzy o wszystkich wielkich muzykach, którzy na tej scenie występowali. Jeśli przez 200 lat w jakiejś przestrzeni stale są wzbudzane silne emocje, to ta energia się kumuluje i jest wyczuwalna od razu.
Często jestem pytany o to, czy dyrygowanie w takim miejscu to większy stres. Na mnie jego niezwykła energia i atmosfera działają bardzo kojąco i motywująco. Nawet jeśli dyrygent jest odwrócony plecami do sali, czuje publiczność – czy jest zadowolona czy nie. A w Odessie ja dodatkowo czuję, jakby ktoś mnie podtrzymywał, kładąc dłoń na moich plecach. Za każdym razem wiem, że wszystko się uda i pójdzie dobrze. Oczywiście zdarzają się też zabawne, nieprzewidziane sytuacje. Jak np. fakt, że pulpit dyrygencki jest przymocowany na stałe i niestety został przewidziany dla nieco niższych osób. „Carmen” musiałem dyrygować niemal z pamięci, bo nie widziałem nut. Bibliotekarz Opery podkładał mi kartonik pod partyturę, żebym lepiej widział. Wiele niezwykłych historii można usłyszeć właśnie od tego niemal dziewięćdziesięcioletniego bibliotekarza teatru. To człowiek, który przechowuje nie tylko nuty wszystkich wystawionych spektakli, ale i wiedzę o nich. Jeśli się wybierzecie do Opery w Odessie, wystarczy podejść do niego i zadać pytanie. Na pewno odkryje przed Wami jakąś tajemnicę tego niezwykłego miejsca.
___
tekst: Yaroslav Shemet
foto: Jerzy Sadowski
Yaroslav Shemet,
ukraińsko-polski dyrygent i pedagog, główny dyrygent orkiestry symfonicznej INSO-Lviv Filharmonii Narodowej we Lwowie, główny dyrygent Coloratura Opera Lab i Coloratura Opera Fest, pierwszy gościnny dyrygent Neue Philharmonie Hamburg, wykładowca Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu.