Top
Rewers – TUU
fade
931
single,single-post,postid-931,single-format-standard,eltd-core-1.0,flow-ver-1.3.1,,eltd-smooth-page-transitions,ajax,eltd-blog-installed,page-template-blog-standard,eltd-header-standard,eltd-fixed-on-scroll,eltd-default-mobile-header,eltd-sticky-up-mobile-header,eltd-dropdown-default,wpb-js-composer js-comp-ver-4.12,vc_responsive
portret_2_www

Rewers

„Istnieje strona zewnętrzna, fasadowa, przeznaczona dla wszystkich. Ale istnieje również strona bliższa ciału, osobista, prywatna. Ta, która wydaje się nieinteresująca. Tak w jednym z wywiadów Bownik opowiada o idei stojącej za fotografiami z cyklu Rewers.” Spotykamy się w CK Zamek, na wernisażu wystawy prezentującej właśnie te prace. Uściski dłoni, wymiana uprzejmości, kilka historii o Rewersie i umawiamy się na wywiad. 

 

Zamek – podejście drugie. Rozmawiamy kilka godzin. O fotografii, sztuce, planach i zamiarach. Ale dobrze wiemy, że poznajemy Bownika tylko z reprezentacyjnej strony. Dekoracyjny awers, powściągliwie dozowane informacje. I to tyle? Koniec? Nie możemy się na to zgodzić. Konieczne jest trzecie spotkanie. Chcemy chociaż odrobinę wedrzeć się do prywatnego świata Bownika i odsłonić skrawek rewersu.

 

Nie uda się. Od razu mówię.

 

— Mimo wszystko spróbujemy, krok po kroku. Będą proste pytania.

Jaki kolor lubię najbardziej?

 

— Tylko trochę trudniejsze. Jak w „złotych myślach”.

Coś czuję, że po tych pytaniach więcej dowiemy się o Tobie niż o mnie.

 

— Trochę powiem ja, trochę Ty – kompromis.

Zobaczymy, czy nie będę kłamać.

 

— W sumie, dlaczego nie. 

Ja jestem za kłamstwem. To bardzo ciekawe zjawisko. Dobra, jedziemy. Pytaj.

 

MUZYKA

— Podczas naszej pierwszej rozmowy wspomniałeś, że z przeróżnych dziedzin sztuki tylko muzyka jest w stanie wywołać w Tobie emocje. Czego i jak słuchasz?

Mogę słuchać ballady jakiejś piosenkarki, która wykrzykuje swoją miłość, ale się nie wzruszę. Nie poruszy mnie żadna Mariah czy Celine. Ale Tomasz Stańko – owszem. Nie analizuję tego, co słyszę – nie mam do tego żadnych podstaw – po prostu się wsłuchuję. Lubię też gdy muzyka jest w tle. Podczas pracy w studio mam zapętlony dźwięk dzwonów pogrzebowych. 

 

Jak to się obrazowo mówi – wytrzeszczam oczy.

 

Chciałaś się dowiedzieć czegoś prywatnego. 

 

— To prawda, ale zaskoczył mnie ten osobliwy wybór repertuaru. Nie nazwałabym też bicia dzwonów muzyką. To raczej powtarzająca się sekwencja dźwięków.

Pętla pozwala mi skupić się na pracy. Zamyka mnie w pudełeczku, w którym mogę się skoncentrować.

 

— Wybitny dyrygent, Daniel Barenboim, powiedział kiedyś, że muzyki słucha się albo po to, żeby zapomnieć albo żeby się rozwijać i otwierać na nowe. Czego Ty szukasz w muzyce?

To drugie na pewno bardziej mnie interesuje. Otwieranie się przy pomocy dźwięku na to co jest we mnie nieuświadomione. Nienawidzę stanu zapomnienia. Jestem fetyszystą zeszycików, w których mogę sobie wszystko zanotować, o czym zresztą wspoinałem już przy naszym poprzednim spotkaniu, dlatego na pewno nie chciałbym w takim celu używać muzyki. Wolę, kiedy pełni ona rolę otwieracza, nie zagłuszacza. Wymieniony Stańko to osoba, którą uwielbiam za, pewnego rodzaju, pozytywną depresję. U niego ciężkie jest lekkie. Jestem w ogóle dość aktywnym odbiorcą muzyki – nauczyłem się jej słuchać bardzo dawno temu. Nagrywałem wtedy Warszawską Jesień z radia na kasety magnetofonowe i zakochałem się w twórczości Lutosławskiego. Jak każdy miałem mnóstwo „okresów”, łącznie z grungem, ale mój największy rozwój muzyczny przypadł na czas, kiedy studiowałem filozofię. Mieszkałem w akademiku, który składał się z filozofów, studentów resocjalizacji i wydziału artystycznego. Muzyka była naszą platformą komunikacji. Słuchaliśmy od Dead Can Dance po Laurie Anderson. 

 

Odpowiada mi muzyka, która ma filozofię odbiorcy, myśli o odbiorcy jako o skomplikowanej osobie i próbuje dotrzeć do jej najgłębszych pokładów. Nie interesują mnie dźwięki skupione wyłącznie na tym, czy słuchaczowi ma być miło czy może smutno. Lubię połamany, niekanapowy jazz, w którym jest dużo improwizacji i indywidualizmu – kiedy muzycy umawiają się, że są tu i teraz, robią to, na co mają ochotę i patrzą, co wyjdzie. Bardzo cenię śpiewaczkę operową Cecilię Bartoli, mimo że jest taka sławna (śmiech). Chociaż sięgając głębiej, myślę, że Maria Callas jest bliższa temu, co mnie w muzyce intryguje. Uważam, że komunikacja w obszarze kultury jest komunikacją przez nośnik i Callas jest w nim osadzona. Odpalam najnowszą płytę Bartoli i dostaję cały wachlarz brzmień – wszyscy pokazują, co potrafią. Słuchając starych nagrań Callas, dźwięk jest ustawiony pod nią i odnoszę wrażenie rejestracyjnej pustki, która bardzo dużo daje. 

 

Może na tyle z muzyki, ale to jest temat kopalnia. Hildegardę z Bingen też mam (śmiech). Niezależnie, czego słucham, zawsze szukam partnerstwa potrzebnego do pogłębiania elementów, które podejrzewam, że istnieją we mnie. 

 

LITERATURA

— Wspomniałeś podczas naszej pierwszej rozmowy, że znacznie bardziej niż za egzotycznym wyjazdem czy jakąkolwiek krajoznawczą wycieczką, tęsknisz do książek i tylko czekasz, żeby móc się w nich zanurzyć. Co takiego się w nich kryje, że są dla Ciebie tak ważne?

Zawsze tęsknisz do tego albo dążysz do tego, żeby być jak najbliżej siebie. I dają Ci to różne rzeczy. Bilard, piwo wieczorem…

 

— Tak sądzisz? Mnie się czasem wydaje, że wielu ludzi nie chce być bliżej samych siebie, bo to wcale nie jest takie proste. 

A ja chcę. Jestem zaciekawiony sobą i lubię, kiedy ktoś potrafi stworzyć narrację, która mnie dotyka na poziomie intelektualnym. Na poziomie emocjonalnym robi to raczej muzyka. Nie przypominam sobie, żebym czytał książkę i się wzruszył. Sięgam po literaturę nie z nudów czy po to, żeby wypełnić czas, który piszczy, że się nim nie zajmuję. Czytając, chcę uzupełnić to, co wiem albo dowiedzieć się o czymś, co tylko przeczuwam, że we mnie jest. I wcale nie jestem zainteresowany tą „ostateczną” wiedzą. Wystarcza mi w zupełności wiedza cząstkowa. 

 

— A co teraz leży na półce, którą masz na wyciągnięcie ręki?

 „O Apokalipsie” Derridy. Sięgam po filozofię, bo jej ufam jako narzędziu, które opowiada. Często wracam do św. Augustyna – był specyficzny, bo żył na styku epok, między starożytnością a średniowieczem, które nadchodziło. Lubię czytać fachową literaturę z różnych dziedzin, np. kinematografii, ale ogromną przyjemność sprawia mi też poezja. Także rozpiętość tematyczna całkiem spora. 

 

FILM

Mimo tego, że zajmuję się obrazem, film traktuję chyba najmniej serio. Wydaje mi się, że najlepiej uzupełniają mnie literatura i muzyka.

 

Po raz kolejny nie kryję zaskoczenia, szerzej otwieram oczy i dopytuję:

 

— Czyli słowa i dźwięki tak. A obraz nie?

Obraz najmniej mnie interesuje. Mam też taki problem z filmami, że oglądając je, niestety nie mogę zanurzyć się w historię. Widzę np., że za kadrem stoi lampa. Lubię filmy, którym blisko jest do literatury, bo podają opisy na zasadzie siatkówkowej – widzisz całościowo obraz świata, w który momentalnie wierzysz. A potem już swobodnie się po nim poruszasz, jak po grze komputerowej. Ale to się w rzadko którym filmie udaje. Chociaż doceniam to, co się wydarzyło w ostatnich latach w kinie czy w serialach, które są bardzo mocne psychologicznie i w tym sensie są dobrą literaturą. Mimo wszystko, w tej samej grupie tematycznej, z jednej strony tekstu wyciągam więcej niż z dwóch godzin filmu. Czytając tekst, nie mam powiedziane, co jest na pierwszym planie, co jest w mocnym punkcie, a co w perspektywie zbieżnej. W filmie jesteśmy prowadzeni za rękę przez montaż i budowę obrazu. Pamiętam, kiedy obejrzałem „Przekleństwa niewinności” Sofii Coppoli – nie było w nim nic ponad to, co przeczytałem w książce. Świetny film, świetna książka – napisana jak scenariusz – ale i tu i tu wszystko jakieś nazbyt „zakomponowane”. A ja jednak lubię literaturę, która nie ma na celu wywoływania klasycznych obrazów. Nie mam potrzeby, żeby autor podawał mi wprost, że postać stoi w centrum kadru i ma czerwony sweterek. 

 

— Zdarza Ci się, że wracasz do jakiegoś filmu?

Dziś raczej nie oglądam filmów po kilka razy. Ale za młodu „Klasztor Shaolin” obejrzałem siedemnaście razy, a „Indianę Jonesa” pewnie z jedenaście. Nieco później duże wrażenie wywarły na mnie filmy Dereka Jarmana: „Caravaggio”, „Edward II” czy „Wittgenstein”. To bardzo dziwne, teatralne dzieła – mną wręcz wstrząsneły. Ale działa na mnie również klasyka. Uwielbiam „Słodkie życie” Felliniego. Uważam, że to jest film, który każdy powinien zobaczyć. A „Noc” Antonioniego to takie dzieło, że świat może się już kończyć i filmy mogą już nie powstawać, skoro ten został nakręcony. Bardzo cenię Kubricka – jest w nim coś niejasnego, ale bardzo archetypicznego i monumentalnego. Robił filmy oparte na symetrii i perspektywie zbieżnej, a to zawsze będzie działać. Budował swoje opowieści na podstawowych kategoriach lęku, piękna, strachu. A dodatkowo był hipnotyzującym mistrzem obrazu. W „Lśnieniu” dziecko pedałuje na rowerku i widz czuje, że zaraz coś się wydarzy. Ale nie chodzi o to, że chłopiec w pośpiechu jedzie – chodzi o odległość kamery od jego pleców. Ten dystans jest tak naprawdę lękiem wspólnym. 

 

— Kiedy Ty stajesz za obiektywem i sam tworzysz, projektujesz precyzyjnie sposób, w jaki Twoje prace mają być odbierane?

Zgadza się. Nie może być przypadku. 

 

— Nie działasz pod wpływem emocji?

Celowo wybrałem aparat, który jest tak wielki, żeby tych emocji nie było. Lubię ograniczenia, robię mało zdjęć. Ale lubię dużo wiedzieć. W zasadzie chcę wiedzieć wszystko. 

 

— Ten proces redukcji, zawężania pola, żeby móc je lepiej zgłębić, jest u Ciebie bardzo wyraźny.

Tak. Myślę, że redukcja to jest dobre słowo. Mimo tego, że żyjemy w świecie „po narracjach”, a wszystko linkuje do wszystkiego i nie wiadomo, co jest źródłem, nie chodzi o to, żeby pokazać „całość”. Wystarczy wybrać jedną rzecz i o niej opowiedzieć. Wolę kroplę, w której jest całe morze niż morze, w którym są wszystkie krople. 

 

NATURA

— Skoro nieopatrznie znaleźliśmy się nad morzem, czy natura w ogóle mieści się w orbicie Twoich zainteresowań? Zdarza się, że jakiś krajobraz Cię wzywa, pakujesz plecak, idziesz w las i kontemplujesz?

Nie zdarza się. Ale krajobraz to ciekawe zagadnienie. Dawno temu ludzie czytali go inaczej niż my. Patrzyli i zastanawiali się, czy będą mieli się gdzie schronić, jaką odległość będą musieli pokonać, żeby dotrzeć do wody, itp. Krajobraz pełnił funkcję życiową. I to jest dla mnie interesujące. Konsumowanie krajobrazu jako krainy owoców, na zasadzie „chcę, to sięgam”, kompletnie mnie nie ciekawi i wydaje mi się stratą czasu. Natomiast zrozumienie krajobrazu przez zadaniowość, badanie go, sprawdzanie przez swój wysiłek – to jest mi znacznie bliższe. Jeśli musiałbym wybrać jedno przyrodnicze zjawisko, byłoby to wspomniane już morze. Lubię na nie patrzeć, bo uważam że to nie jest krajobraz. Jest płaskie, zlewa się, jest jak ściana i dobrze, żeby na tej ścianie nic nie było. Uwielbiam też morze nocą. Podsumowując, w przyrodzie lubię dwie rzeczy: puste morze, do którego nie muszę wchodzić, ale na które mogę patrzeć i morze nocą, które mogę słyszeć, ale nie widzieć. Nie interesuje mnie korzystanie z krajobrazu na poziomie hedonistycznym, żeby się lepiej poczuć fizycznie. Być może dlatego miasto jest dla mnie tak ciekawe. Ono cały czas bodźcuje i daje mnóstwo wyzwań: tu jest napis, tam coś jest złamane, obrzydliwe, guma do buta Ci się przykleiła…

 

— Nie męczy Cię to?

Męczy, ale lubię to, że przestrzeń miasta ciągle zadaje pytania i nie daje odpocząć. Lubię, kiedy przestrzeń cały czas do mnie mówi: „A słyszałeś to, a widziałeś tamto?”. Z przyrody, gdybym pojechał posiedzieć na łące, nie byłbym w stanie nic wykrzesać. Gdybym miał wyobrazić sobie piekło, byłaby to właśnie przyroda. Moja pierwszą myślą na takiej łące byłoby: „Gdzie jest autobus i o której odjeżdża”.

 

LUDZIE

— Czy to znaczy, że ciągnie Cię do ludzi?

Lubię, to co robią ludzie. Niekoniecznie ich samych. 

 

Zapada dłuższa cisza. Ale nie daję za wygraną i ciągnę temat dalej. 

 

— A może zdarza się, że lubisz ich za to, co robią?

Nie muszę. 

 

— Nie są dla Ciebie w ogóle ważni?

Parę osób. Nie jestem szczególnie zaciekawiony gatunkiem ludzkim. Bardziej interesuje mnie to, co on z siebie wypuszcza i jak to przetwarza. Szanuję w ludziach dialog, bo tak naprawdę sami o sobie niewiele wiemy, a już o tych drugich, trzecich, piątych – całkowicie nic. Lubię, gdy ktoś mówi coś, co jest interesujące, co trafia do mnie, o czym mogę myśleć. Lubię też patrzeć na tańczących ludzi. I nie wstydzę się za nich, jeśli robią to źle czy pokracznie. Nie myślałem o tym wcześniej, ale teraz dochodzę do wniosku, że lubię, kiedy ludzie wyrażają siebie na zewnątrz, np. przez taniec.

 

— Czyli jednak interesuje Cię zaglądanie za tę zewnętrzną kurtynę człowieka. Taniec jest przecież bardzo intymnym momentem i niezwykle odsłaniającym. 

Tak jak myślenie. Dlatego jest ono w odwrocie. Dziś ludzie mają poczucie totalnej oceny, obserwacji, a myślenie to bardzo intymna rzecz. Jeśli je eksponujesz, całkowicie się obnażasz. Łatwiej jest nic nie mówić, niż mówić coś. A ja jednak wolę, kiedy ktoś coś mówi. 

 

— Czyli kiedy się obnaża. A mimo tego dosyć rzadko wybierasz ludzi jako obiekt swoich fotografii, nieczęsto opowiadasz o tym, co jest w nich, w środku.

To prawda. Na razie ludzie są dla mnie tylko elementami układanki, którą wprowadzam na obrazy. Na dziś interesuje mnie to, jak mogę ich użyć, żeby coś zbudować. Nie zaglądam ludziom do środka, żeby wydobyć coś na zewnątrz, jak jakiś kapłan, który ich potem z tym zostawi. To jest duża odpowiedzialność. Może po prostu jeszcze nie dorosłem do takich wysokich tonów. 

 

— A co myślisz sam o sobie?

Akceptuję siebie całkowicie. Nie mam potrzeby myśleć, że mógłbym być kimś innym czy wyglądać inaczej. Wydaje mi się, że poznawanie siebie, ze wszystkimi plusami i minusami, jest wystarczająco interesujące. Bo nie wierzę, że istnieje coś ciekawszego ode mnie. 

 

Pauza. Myślę. Wnikliwie patrzę Bownikowi w oczy i wypalam: 

 

— Teraz chyba trochę mnie okłamujesz…

To prawda.

 

Śmiejemy się z tej ładnej puenty, ale choć Bownik obiecuje dosłać mi piękny album ze swoimi pracami, trochę mi smutno, że pociąg nadjeżdża i już dalej nie zajrzę, więcej się nie dowiem.

znajdź całość TUU