Top
Czy mamy jasność? – TUU
fade
969
single,single-post,postid-969,single-format-standard,eltd-core-1.0,flow-ver-1.3.1,,eltd-smooth-page-transitions,ajax,eltd-blog-installed,page-template-blog-standard,eltd-header-standard,eltd-fixed-on-scroll,eltd-default-mobile-header,eltd-sticky-up-mobile-header,eltd-dropdown-default,wpb-js-composer js-comp-ver-4.12,vc_responsive
DSC_6258aa bw

Czy mamy jasność?

— Ciemna grota. W jej głębi my – siedzimy skuci łańcuchami i oglądamy cienie migoczące na ścianach. Jaskinia platońska to jedna z najstarszych i najbardziej znanych filozoficznych alegorii. Czy po tylu wiekach od jej powstania udało nam się choć odrobinę odwrócić ku jasności?

Zanim spróbujemy odpowiedzieć sobie na to pytanie, zatrzymajmy się na samej opozycji między jasnością a ciemnością. To wcale nie musi być takie oczywiste, że światło jest prawdą, a ciemność jej negacją. Wczesne konotacje ciemności były raczej pozytywne. Kiedy wsłuchamy się w platońską myśl, żyjącą później w tradycji wczesnochrześcijańskiej, odnajdziemy inne spojrzenie na ciemność. Będzie ona formą doskonałości, polegającą na tym, że bez światła nie obcujemy ze zmysłowym, zawodnym aspektem świata. Istnieje nawet anegdota o Demokrycie, który pozbawił się wzroku po to, żeby wreszcie dostrzec idee. Ciemność uwalnia od natłoku wizualności i szczegółów. A w perspektywie platońskiej właśnie szczegół jest zaprzeczeniem prawdy. Filozofowie wczesnochrześcijańcy również podkreślali emancypacyjny wymiar ciemności. Po ciemku nie musimy zamykać oczu, żeby dojrzeć to, co idealne. 

 

— Mimo wszystko w codziennym języku konotacje ciemności zazwyczaj są negatywne. Z kolei wszystko co jasne wiążemy z dobrem i rozumem. 

To prawda. Wraz ze zmianą sposobu, w jaki patrzymy na proces poznania, zaczęliśmy odchodzić od platońskiego modelu, w którym trzeba uwolnić się od świata, zamknąć oczy, żeby dotrzeć do prawdy. Na przełomie XVI i XVII wieku, kiedy pojawiły się dojrzałe nauki, jak fizyka czy chemia, zaczęto podkreślać rolę empirycznego współistnienia ze światem. Ważne stało się dotykanie świata, oglądanie go. A w tym procesie im więcej światła, tym lepiej. W perspektywie naukowej trudno eksperymentować ze światem w ciemności. Potrzebne jest źródło światła, którym stał się rozum.

 

— Rozwój światła ma swój spektakularny przejaw w naszej rzeczywistości, nie tylko w metaforycznym sensie. W amerykańskich czy japońskich aglomeracjach mówi się wręcz o zanieczyszczeniu świetlnym spowodowanym nadmiernym oświetleniem podczas nocy.

Zgadza się. Obecnie trudno byłoby sobie wyobrazić codzienność bez nieograniczonego dostępu do światła o każdej porze. Elektryfikacja dokonała zamachu na naturalny czas światła i czas ciemności, które regulowały nasze bycie w świecie. Co więcej, tego zakłócenia przybywa. Rozwój technologii rozprawił się ostatecznie z naturalnym porządkiem. Spójrzmy chociażby na obyczajowość. Kiedyś sceny miłosne toczyły się wyłącznie w ciemności, która miała wolnościowy wymiar, ponieważ dawała uprawnienie do bliskości. Dziś bez trudu możemy pomyśleć o współczesnych kochankach, którzy ani nie czekają na nadejście nocy, ani nie gaszą światła. 

 

— Wracając do początku naszej rozmowy i odnosząc się jednocześnie do niewątpliwego progresu w naukach ścisłych, czy możemy patrzeć na filozofię w kategoriach postępu? Czy dziś rozumiemy więcej, widzimy klarowniej?

Dzięki szczegółowym naukom, które badają rzeczywistość, na pewno wiemy więcej. Filozofia nawiązuje do tych ustaleń i w tym sensie może oferować dojrzalszy obraz świata i człowieka. Natomiast filozofia pojmowana jako pewna aktywność spekulatywna, podejrzewam, że z radością stoi w dumnym miejscu. Oczywiście przywołuje się nowe pojęcia, aby zaklinać rzeczywistość, ale kiedy wsłuchamy się w najbardziej współczesne teorie filozoficzne, bez trudu przyporządkujemy je różnym początkowym formacjom filozofii. Obecnie dość modny stał się trend zwany filozofią posthumanistyczną, który jest próbą ambitnego powrotu do natury. Pokazuje on, że natura jest o wiele bardziej trwała i stabilna aniżeli efekty szeroko rozumianej kultury. W zasadzie wiedzieli to już sofiści, ale dzięki rozwojowi nauk przyrodniczych potrafimy wejść znacznie głębiej w materię życia. Odpowiadając zatem na pytanie, jeśli spojrzymy na sprawę szczegółowo, możemy mówić o jakimś postępie. Natomiast patrząc z lotu ptaka, podstawowe stanowiska się nie zmieniły. Wciąż zadajemy sobie pytanie, czy to człowiek decyduje o swoim życiu, czy świat decyduje o życiu człowieka. 

 

— W jednym z udzielonych wywiadów wspomina Pan o kulturze wiedzy, podkreślając, że współczesny człowiek żyje niemal całkowicie otoczony wytworami rozumu, oddalając się jednocześnie od natury. Czy taki stan, Pana zdaniem, służy ludzkości? Budzące coraz większą ciekawość praktyki szamańskie czy dawne techniki medytacyjne wydają się sygnalizować głęboką tęsknotę za jakimś pierwotnym porządkiem.

Właściwie nie mamy już możliwości myślenia o naturze w sposób wolny od wiedzy, którą zawdzięczamy rozwojowi nauk. W pewnym sensie jesteśmy skazani na bycie w świecie nieustannie porządkowanym przez wiedzę naukową. Tęsknota za naturą niewątpliwie jest zauważalna i zrozumiała. Szukamy pewnej utopii w przeszłości, dawnej i nieznanej, bo może wtedy było lepiej. Ja akurat nie jestem entuzjastą przeszłości, chociażby tej, która miała miejsce sto lat temu. Patrząc na świat zachodni, w XIX wieku ludzie na wsiach pracowali kilkanaście godzin na dobę. Kobiety statystycznie rodziły kilkanaścioro dzieci, bo był to jedyny pomysł na umieralność potomstwa. Tak wyglądał dominujący model życia i ciężko go porównać do naszych realiów. Rozwój technologii sprawił, że realizacja naturalnych potrzeb nie eksploatuje nas energetycznie. Gdybyśmy naszą rozmowę chcieli przeprowadzić w XIX wieku, a Pani próbowałaby dotrzeć do Instytutu Filozofii piechotą z okolic Rogalina, mielibyśmy cały dzień zagospodarowany tylko na to jedno spotkanie.

 

— Zatem patrzy Pan optymistycznie na moment, w którym dziś znajduje się człowiek?

To trudne pytanie. Nie wiemy, czy jesteśmy bardziej szczęśliwi od poprzednich pokoleń. Ale na pewno dysponujemy czymś takim jak wolny czas, który możemy wypełnić wybraną treścią. Tej możliwości wspomniani przeze mnie bohaterowie polskiej wsi XIX wieku nie mieli. Oczywiście stan obecny ma również ciemną stronę. Francuski filozof Blaise Pascal wskazywał, że tam, gdzie pojawia się wolny czas, tam dochodzą do głosu złe myśli, które dziś moglibyśmy określić mianem depresji czy poczucia bezsensu. W nowożytności pojawia się koncepcja ucieczki przed towarzystwem własnych myśli – „Jeśli nie wiesz, co zrobić z czasem, wejdź na dach i go naprawiaj, choćby nie był zepsuty, bo coś trzeba robić” – radzi Pascal. W dzisiejszej kulturze wspaniale realizujemy to zalecenie – oddajemy się przeróżnym aktywnościom, biegom, ćwiczeniom. A następnie szukamy porady u psychologa, bo mamy za dużo zajęć. Nota bene szukamy jej również, gdy tych zajęć mamy za mało. Żyjemy w świecie, w którym niemal każdy potrzebuje jakiegoś duchowego czy filozoficznego wsparcia. 

 

— Czy filozofia oferuje jakieś narzędzia pomocnicze?

Istnieją filozofowie praktyczni, którzy analizują sytuacje egzystencjalne i oferują coś w rodzaju terapii. Wychodzą oni z założenia, że kiedy uświadomimy sobie, jakie problemy są dla nas konstytutywne, poznamy ich jakość, strukturę i uwikłanie w świat, wtedy staną się one problemami oswojonymi, z którymi możemy sobie dać radę. Nie brakuje filozofów, którzy próbują wiązać swoją filozoficzną perspektywę z praktycznym wymiarem życia.

 

— Jednym z głównych obszarów Pana zainteresowań jest kultura popularna, która w zasadzie również obejmuje bardzo praktyczny wymiar naszej egzystencji. Dlaczego wybrał Pan akurat tę sferę?

Kultura popularna interesuje mnie o tyle, o ile jest najpełniejszym zwierciadłem, w którym prezentuje się prawda naszych czasów. To ona organizuje życie większości ludzi. Nie znaczy to jednak, że odpowiada mi obraz świata proponowany przez kulturę popularną. Jako filozofowi przeszkadza mi niski współczynnik sproblematyzowania świata i życia w jej ramach, ale nie mogę przecież chować głowy w piasek. To jest statystyczna prawda świata i w tym sensie będę obserwował zjawiska, które w kulturze popularnej zachodzą. 

 

— Czy coś Pana martwi w tych obserwacjach?

Martwi mnie proces jałowienia w człowieku współczesnym potrzeb wolnościowych. Potrzeba kształtowania własnego życia i losu jest zastępowana konsumpcyjnym polowaniem. Coraz częściej wydaje nam się, że dokonując wyborów konsumpcyjnych, budujemy swoją podmiotowość i siebie jako kreatorów własnego losu. Podczas gdy tak naprawdę jesteśmy kształtowani przez takie siły, jak reklama i środki masowego przekazu. To budzi mój lęk, bo stan osłabienia potrzeb wolnościowych może być wykorzystany przez ludzi, którzy sięgną po władzę absolutną, totalitarną. Okaże się wtedy, że większości z nas taki stan nie przeszkadza, bo nie chcemy brać odpowiedzialności za własne życie i wystarczy nam, że pójdziemy do centrum handlowego, gdzie będziemy się spełniać. To zjawisko dotyczy dziś właściwie każdego rozwiniętego społeczeństwa. 

 

— Jak w takiej konsumpcyjnej rzeczywistości odnajduje się współczesna sztuka?

Artyści, jak zawsze, starają się przełamywać stereotypy i pokazywać, że to, co wydaje się oczywiste, wcale oczywiste być nie musi. Dlatego sztuka współczesna rzadko bywa przyjemna – raczej stawia opór i próbuje być kamyczkiem w bucie, który uwiera i daje coraz mocniej o sobie znać. Dominują mocne akcenty ocierające się o skandal. Performerzy zakłócają porządek, podejmują dziwne działania, które sprawiają, że przestajemy się czuć bezpiecznie. Sztuka powoduje sytuacje, które budują napięcie. Inny trend panuje w przestrzeni konsumenckiej – żadnych napięć, tylko uśmiech. Do świątyń konsumpcjonizmu wstęp mają tylko ci, którym życie smakuje. Jeśli jesteś smutasem, nie wchodź, bo będziesz psuł ucztowanie i konsumencką biesiadę. 

 

— Wydaje się, że konsumpcjonizm nie ominął również pewnych gałęzi wiedzy i źródeł informacji. Fake news to właściwie codzienność. Jak się odnaleźć w tej rzeczywistości? 

Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Zawsze gdy szukamy jakiejś prawdy, szukamy igły w stogu siana. Internet bez wątpienia jest bardzo zawodnym narzędziem, bo obecnie nie obowiązują w nim żadne reguły. Z jednej strony, jest coraz mniej autorytetów, ale z drugiej — sami je tworzymy, wybieramy i później tych wyborów się trzymamy. Mówiąc inaczej, każdy z nas ma swoje ulubione źródła wiedzy, którym ufa i regularnie sprawdza. Ale trzeba mieć świadomość, że dziś „tańsza” informacja wypiera tę „droższą”.

 

— Sądzi Pan, że nie ma na to recepty? Moim osobistym sposobem są spotkania z ludźmi. W rozmowie, takiej jak nasza, mogę wypytać o interesujące mnie kwestie i wiem, skąd pochodzi informacja zwrotna.

Ogólny trend jest chyba jednak odwrotny. Ja raczej obserwuję większą obecność Sartre’owskiej myśli – „piekło to inni”. Kontakty międzyludzkie niewyobrażalnie się racjonalizują. Spotykamy tylko tych ludzi, których chcemy spotkać – zwłaszcza dzięki telefonom. Złożenie niezapowiedzianej wizyty jest dzisiaj właściwie nie do pomyślenia. Wsiadając do samochodu, tracimy jakąkolwiek szansę na przypadkowe spotkanie z drugim człowiekiem. 

 

– Patrząc na niespotykaną w dziejach dynamikę zmian, które zaszły w świecie na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, czy można wysnuć jakieś przypuszczenie na temat tego, co nas czeka w nieodległej przyszłości? Może przetoczy się jakaś fala, która nas postawi do pionu, a może już w tym pionie jesteśmy?

Przyszłość ma to do siebie, że zaskakuje. Pani pytanie, wbrew pozorom, można rozumieć bardzo konkretnie, np. czy nastąpi jakieś załamanie energetyczne, klimatyczne lub demograficzne. Przyzwyczailiśmy się już do pewnego komfortu, z którego trudno byłoby nam zrezygnować. Wobec niewiadomych związanych z tym, co przyniesie jutro, zawsze możemy się pocieszać historią Paryża w XIX wieku, w którym lawinowo przybywało dorożek i koni. W ówczesnej prasie snuto czarne wizje miasta zasypanego końskim łajnem, ale nagle – pstryk – pojawiły się pojazdy mechaniczne i problem zniknął. Wracając do współczesności, pojawia się coraz więcej głosów mówiących o tym, że największa zmiana cywilizacyjna będzie związana z upowszechnieniem bezpiecznego pozyskiwania energii słonecznej. Proszę zwrócić uwagę, jaka część świata ma jej najwięcej. To może całkowicie zmienić istniejący porządek.

 

— Czyli jednak światło przyniesie rozwiązanie. A skoro już mówimy o rozwiązaniach, czy jest jakieś pytanie, które Pana szczególnie nurtuje i na które chciałby Pan poznać odpowiedź? Leszek Kołakowski zatytułował cykl swoich książek „O co pytają nas wielcy filozofowie”, a ja chciałbym wiedzieć, o co wielcy filozofowie pytają samych siebie.

Myślę, że bez względu na to, czy zajmuję się sztuką, polityką czy też kulturą popularną, jestem wierny pytaniu o autonomię człowieka. Interesuje mnie, czy istnieje możliwość zbudowania systemu myślenia, który pozwoli nam stwierdzić, czy jesteśmy wolni, czy też nie. Na razie mam odpowiedź negatywną, tzn. jeśli mówię, że nie jestem człowiekiem wolnym, na pewno się nie mylę. Natomiast kiedy mówię, że jestem wolnym człowiekiem, mogę się mylić. Pytanie zatem brzmi, kiedy stwierdzenie własnej wolności jest stwierdzeniem prawdziwym. Wydaje nam się, że jesteśmy reżyserami, a tymczasem jesteśmy tylko aktorami. Wokół tego problemu toczy się moje myślenie.

 

 

 

znak-01

Roman Kubicki, 

filozof kultury i sztuki, estetyk; autor książek: Interpretacja a poznanie. Studium z filozofii sztuki (1991), Zmierzch sztuki. Narodziny ponowoczesnej jednostki? (1995), Ani być, ani mieć. Trzy szkice z filozofii pamięci (2001), Pierścienie Gygesa (2005), Egzystencjalne konteksty dzieła sztuki. Studium z pogranicza estetyki i filozofii kultury (2013); współautor książek: z Jackiem Sójką i Pawłem Zeidlerem — Problem destrukcji pojęcia prawdy. Szkice z filozofii poznania (1992), z Moniką Bakke i Anną Jamroziakową — PLEROMA. Art. In Search of Fullness (1998), z Anną Zeidler-Janiszewską — Poszerzanie granic. Sztuka współczesna w perspektywie estetyczno-filozoficznej (1999), z Zygmuntem Baumanem i Anną Zeidler-Janiszewską — Życie w kontekstach. Rozmowy o tym, co za nami i o tym, co przed nami (2009); prof. zw. w Instytucie Filozofii UAM (od 2012 r. – Dyrektor IF) oraz prof. nadzw. na Wydziale Edukacji Artystycznej i Kuratorstwa UAP; kierownik Zakładu Filozofii Kultury; członek Prezydium KNF PAN; przewodniczący Kapituły Nagrody Artystycznej Miasta Poznania w latach 2006-2018.

znajdź całość TUU