Top
Potrzeba plemienia – TUU
fade
868
single,single-post,postid-868,single-format-standard,eltd-core-1.0,flow-ver-1.3.1,,eltd-smooth-page-transitions,ajax,eltd-blog-installed,page-template-blog-standard,eltd-header-standard,eltd-fixed-on-scroll,eltd-default-mobile-header,eltd-sticky-up-mobile-header,eltd-dropdown-default,wpb-js-composer js-comp-ver-4.12,vc_responsive
matylda

Potrzeba plemienia

„Wszystko, co mi się przydarza, daje okazję do rozmyślań. Gdybym ocalała z katastrofy samolotu, być może zainteresowałabym się historią lotnictwa.” Susan Sontag

 

Pisać o nim czy być jego częścią? Kołatało mi w głowie podczas pakowania walizki na majówkowy wypad z przyjaciółmi. Dylemat dość szybko rozstrzygnęłam na korzyść „być”, ryzykując zawał serca naczelnej. Alibi miałam nie najgorsze – podążałam wszak za radą Susan Sontag, by sytuacje życiowe zmieniać w badawcze. Tu mikrolaboratorium wspólnoty miałam jak na dłoni – trzeba było jechać i już.

 

Moim ideałem współczesnego mędrca stoickiego jest człowiek, który przekształca strach w rozwagę, ból w informację, błędy w nowy początek, a pragnienie w działanie – pisze Nassim Nicholas Taleb w książce „Antykruchość. O rzeczach, którym służą wstrząsy”. Autor z właściwym sobie intelektualnym tupetem rozprawia się w niej z chaosem współczesnego świata, w którym króluje to, co niepewne, przypadkowe i zmienne. Długofalowe strategie już nie działają, jedyne, co możemy robić w obliczu globalnego kryzysu społeczno-ekonomicznego, to nauczyć się oswajać zmiany. Niektórym rzeczom służą wstrząsy; rozwijają się i rozkwitają pod wpływem zmienności, przypadkowości, nieładu i stresu; przygody, ryzyko i niepewność to ich żywioł. Te rzeczy Taleb nazywa antykruchymi, w przeciwieństwie do tych kruchych i wytrzymałych. 

 

Ale co ma wspólnego (!) antykruchość z pojęciem wspólnoty? Otóż cała nauka o trendach i obszar studiów nad przyszłością wyrosły na gruncie socjologicznym. Motorem zmian są ludzie, a ich zachowania można obserwować i mierzyć, tym samym – przewidywać. Ludzkie stada, czy tego chcemy czy nie, podlegają dość stałym schematom. Piewcy innowacji, którzy zarażają wirusem nowości, to ułamek społeczeństwa – stanowią zaledwie 2,5% populacji. Infekują „lokalnych ambasadorów zmiany”, cieszących się społecznym zaufaniem liderów opinii (13,5%), ci zaś roznoszą dobrą nowinę dalej – ku wczesnej (34%) i późnej (34%) większości, konserwatywnej i przewidywalnej konsumenckiej rzeszy, która stanowi główny cel marketingowych opowieści. Koniec peletonu wyznaczają maruderzy (16%), dla badaczy równie atrakcyjni co innowatorzy – gdy trend dociera tutaj, to znak, że na jego ogonie rodzi się nowe kontr-zjawisko. Co ciekawe, ów model Dyfuzji Innowacji, opracowany w 1962 roku przez amerykańskiego socjologa Everetta M. Rogersa, był syntezą badań Bryce’a Ryana i Neala Grossa nad rozprzestrzenianiem się innowacji w postaci hybrydowych nasion kukurydzy wśród farmerów w stanie Iowa. Czyli wszyscy w pewien sposób, niezależnie od zjawiska i kontynentu, zachowujemy się jak amerykańscy rolnicy. 

 

Czym jest trend? Jest zmianą. Nie tyle estetyczną czy fizyczną, a emocjonalną, intelektualną czy wręcz duchową. Najgłębsze ruchy, tzw. megatrendy, rozgrywają się na globalnej scenie od setek lat i tyczą spraw dla ludzkości najistotniejszych, tzw. uniwersaliów społecznych – emancypacji kobiet, równości ras, demografii. Najbardziej błahe, powierzchowne kaprysy to fady – sezonowe mody. Jaki mechanizm wobec tego pozwala zjawiskom się rozprzestrzeniać? Wszystkiemu winna ludzka natura i skłonność – a raczej konieczność – naśladownictwa. Kognitywiści upatrują w tym aktywności neuronów lustrzanych, które, „widząc” daną czynność, gest, emocję, uruchamiają nasz mózg dokładnie w tym samym obszarze odczuwania. I zdolność czucia właśnie tu jest kluczem – dzięki neuronom lustrzanym posiadamy nie tylko zdolność empatii, ale i tworzenia życia społecznego, kulturalnego, rozwoju cywilizacyjnego. Co sobie przekazujemy drogą mimezy? Richard Dawkins, autor „Samolubnego genu”, twierdzi, że memy, czyli kulturowe wersje genu. Nie biologiczną, a mentalną pigułkę informacji, którą może być cokolwiek: dźwięk, obraz, idea, słowo, sposób działania. Ludzie naśladują się w nawzajem w celu podwyższenia statusu, wpisania się w większą całość estetycznie, intelektualnie, finansowo – utożsamienie z grupą wszak daje gwarancję przetrwania. 

 

Ale na obrzeżach stada zawsze czai się bunt. Przyczajony atak na mainstream, na lustro przechadzające się po gościńcu. Trendy rozwijają się kontrastowo – karmi je różnorodność, powstrzymuje stagnacja i jedność. Rozwój, paradoksalnie, potrzebuje dwóch skrajnych sił: trendsetterzy to kolorowe ptaki, plemiona zróżnicowane pod względem płci, rasy, wieku, statusu społecznego. Gromadzą się wokół tzw. human hubs (w dużych miastach, na akademiach i uniwersytetach, w internecie), gdzie buzują idee, kwitnie otwartość i kultura innowacji. Konsumenci „środka” to grupy odnajdujące komfort w „tak-samości”, budujące relacje na zasadzie podobieństwa i bezpiecznej rutyny. 

 

Żeliwny kociołek natrzyj od wewnątrz oliwą, ścianki obłóż liśćmi kapusty. Układaj warstwami warzywa: ziemniaki, cebulę, czosnek, cukinię, marchew, pokrojone pomidory. Oprósz solą, pieprzem, ziołami. Całość szczelnie przykryj kapustą, dociśnij wieko. Piecz nad ogniskiem dwie godziny. 

 

Im więcej warstw w kociołku, tym lepiej. Nasze plemienne laboratorium smaku, które zawsze wspólnie przyrządzamy nad morzem z przyjaciółmi, ewoluuje. Zmieniają się składniki, dochodzą przyprawy zwiezione z różnych zakątków świata. Kociołek bywa korzenny, oparty na rodzimych bulwach, lub tajski, okraszony egzotycznym curry i wspomnieniami z podróży. W tym roku smakował Budapesztem, wzbogacony o węgierskie kiszonki i ognistą paprykę. 

 

Im grupa bardziej zróżnicowana – etnicznie, seksualnie, społecznie – tym bardziej buzuje pod pokrywką. Żyjemy w bardzo ciekawych czasach – mówi analityczka trendów Zuzanna Skalska – Czasach wiedzy. Ale to nie znaczy, że wiemy to, co powinniśmy wiedzieć.¹

 

Czego się dowiedziałam podczas nieprzyzwoicie długiej majówki? Oprócz tego, że woda w Bałtyku najbardziej rześka jest wiosną, a wolność pachnie wiatrem i dymem, także tego, że infekcja zmian musi paść na podatny grunt, a rozwój wymaga zderzeń. I pęknięć. 

 

Myśleliśmy, że wszyscy będą żyć w takich regionalnych ekonomiach i będą szczęśliwi. Okazało się, że niektóre rządy nie potrafią puścić lejców. To się właśnie dzieje – jedni puścili, inni nie. Konie są rozwścieczone i nie wiadomo, co się stanie. Właściwie bardzo mi się to podoba, bo z chaosu musi coś powstać – kontynuuje Skalska.

 

Tak ja u Hegla, rozwój wymaga tezy i jej zaprzeczenia, dopiero z dialogu tych dwóch jakości wyłania się synteza. Wnioski i decyzje są dobre – zatrzymują choć na chwilę rozpędzone tornado chaosu, dają namiastkę spokoju, kontroli sytuacji. Pozwalają iść naprzód.

 

Nowe połączenia neuronalne powstają w wyniku dużych skoków adrenaliny (kłótni, wykonania ryzykownej czynności, błędu), tak i nowe zjawiska powstają ze zderzeń i połączeń. Nie zawsze łatwych. Testujmy otwartość. Niech buzuje.

 

____

1   „Z chaosu musi coś powstać”, rozmowa z Zuzanną Skalską, rozm. Agnieszka Berlińska i Daria Pawlewska, KUKBUK Magazyn Kulturalno-Kulinarny, nr 33, 2018, s. 94.

 

 

znak-01

Agata Kiedrowicz,

kuratorka treści i projektów związanych z szeroko rozumianym dizajnem. Szczególnie interesuje ją sensoryczny wymiar projektowania oraz dizajn jako narzędzie eksploracji i krytyki rzeczywistości. Pisze, edukuje, tworzy. 

znajdź całość TUU